wtorek, 8 listopada 2011

Going PRO!

Powoli mój warsztacik do fotografowania figurek zaczyna przypominać małe studio fotograficzne :) Dziś właśnie dotarła do mnie zamówiona paczka z lightboxem i lampkami. Nie mogłem się powstrzymać i rozstawiłem całość oporządzenia.

Śliczne, prawda? Na zdjęciu widać tylko jedną lampkę, druga stoi po lewej stronie lightboxu. Samo pudło jest gigantyczne, ale to był najmniejszy rozmiar jaki udało mi się znaleźć na Allegro :|
Ogólnie od czasu zamieszczenia pierwszych zdjęć na tym blogu mój sprzęt do fotografowania zmienił się zasadniczo. Po pierwsze aparat - 10-letniego Olympusa zmieniłem na Fuji FinePix; dość powiedzieć że zamiast 3 megapixeli dysponuję teraz rozdzielczością 14 megapixeli. Do tego doszedł widoczny na zdjęciu statyw firmy Hama (niestety, jest dość delikatny - w przyszłości pewnie zmienię go na solidniejszy i cięższy model) oraz dzisiejszy lightbox z lampkami. Do pełni szczęścia potrzebuję jeszcze tylko lampy górnej.

Co do samych zdjęć - zamieszczam poniżej kilka porównań. Sami oceńcie.

czwartek, 13 października 2011

Dippity dippy dip

Słowo honoru, dip jest największym wynalazkiem w malowaniu figurek do gier wojennych od czasów pożyczenia od modelarzy redukcyjnych metody drybrusha. Mówimy tu o malowaniu figurek do gier, a nie figurek ogólnie - w malowaniu "artystycznym" dip nie ma racji bytu, co najwyżej gdzieniegdzie lekki wash, a i to tylko jako część procesu a nie główna metoda.

Więc dip. Dla niewiedzących metoda polega na zanurzeniu całej pomalowanej figurki w bejcy do drewna, energicznym strzepnięciu nadwyżki i odstawieniu do wyschnięcia (minimum 24 godziny). Potem matowy lakier po całości (bo bejca po wyschnięciu błyszczy jak szkło), jakaś trawka na podstawkę, i figurkę meldujemy w oddziale.

Nie ma się co oszukiwać, figurki po dipie nie wygrają nam Golden Daemona, ale nie takie jest ich zadanie. Mają dobrze wyglądać na stole, ewentualnie stanowić tło dla wypieszczonych pędzlem bohaterów czy dowódców. Bejca ma też inną zaletę - po zaschnięciu tworzy bardzo twardą powłokę, czym dodatkowo zabezpiecza figurkę przed otarciami i obtłuczeniami. Wadą dipowania jest ogólne przytłumienie kolorów i miejscami zbyt mocne cienie (zależnie od anatomii figurki), to drugie można zminimalizować stosując tzw. splashing, czyli alternatywny sposób nakładania bejcy (za pomocą pędzla).

Jako że obraz jest wart tysiąca słów, pozwolę sobie zlinkować dwa filmiki instruktażowe, które najlepiej pokazują jak się stosuje bejcę:

1. Film producenta (dip): http://www.youtube.com/watch?v=Hw1b56j_gSI&feature=related

2. Film użytkownika (splashing): http://www.youtube.com/watch?v=oigIQJSrzi0&feature=related

Obie metody mają swoje wady i zalety.
Przy dipowaniu, oprócz mniejszej kontroli nad rozkładem cieni, mamy jeszcze zwiększone zużycie bejcy. Zaletą jest szybkość procesu - to co widać na filmie to wszystko co trzeba zrobić. Czas schnięcia pomijam, jest jednakowy w obu zastosowanych metodach.
Splashing pozwala na większą kontrolę rozkładu cieni oraz mniejsze zużycie farby, jednak zauważyłem że przy nakładaniu pędzlem bejca zaczyna schnąć prawie natychmiast, zwłaszcza jak się położy cienką warstwę w danym miejscu, przez co traci się łagodne przejścia charakterystyczne dla naturalnego spływania bejcy. Zaradzić można temu poprzez nakładanie większej ilości bejcy i natychmiastowe zdjęcie nadwyżki, tak jak to widać na drugim filmie. Jest też jeszcze jeden problem - nakładając bejcę pędzlem należy pamiętać o tym żeby ją wszędzie faktycznie położyć :) Zdarzyło mi się już na drugi dzień odkryć na figurce miejsca gdzie jakimś trafem nie było bejcy... Wszystko to znacznie wydłuża proces splashingu.
Nawet stosując klasyczny dip nie można się obyć bez okazjonalnego splashingu, powód jest prozaiczny - firma Army Painter w całej swej przenikliwości nie przewidziała tego, że puszki których używają są za małe do zanurzania modeli kawalerii. Że o potworach nie wspomnę. Oczywiście, wiadomo że takiego np. smoka raczej nie należy dipować (poza tym szkoda by było, to jednak z reguły centerpiece armii), ale już ogry czy inne juggernaughty można by.

Jasną dla wszystkich sprawą jest, że zamiast puszek Army Paintera można sobie pójść i kupić zwykłą bejcę do drewna za ok. 1/10 ceny. Osobiście nie wierzę żeby produkt Army Paintera specjalnie różnił się od zwykłej bejcy, mimo zapewnień producenta że jest "opracowany specjalnie dla wargamerów". Jednak kupując puszki AP wiem że będę miał ten sam odcień bejcy. Poza tym już jedną zakupiłem, a nie mam środków ani wystarczającej ilości figurek testowych żeby szukać odpowiednika w Castoramie czy Leroy Merlin.

Ponad to co napisałem wyżej, dip pozwala na naprawdę szybkie tworzenie oddziałów. Ot, malujemy figurkę podstawowymi kolorami, najlepiej na białym podkładzie bo szybciej otrzymamy pożądany kolor (czarny podkład może niektórym ułatwiać cieniowanie czy maskowanie niedociągnięć, ale my jedno i drugie w tym wypadku załatwimy przecież dipem), po czym zanurzamy, strzepujemy i voila. Trzeba tylko zwrócić uwagę żeby pomieszczenie w którym dokonujemy dipowania było przewietrzone i szczelne na czas schnięcia figurek (jakikolwiek pyłek, który wyląduje na schnącej bejcy, zostaje tam na zawsze). Nie należy też spędzać za dużo czasu ze schnącymi figurkami, bo bejca jednak wydziela opary które niekoniecznie mogą być dobre dla naszego zdrowia. Ja moje figurki zamykam w szafce z lekką szparą między drzwiczkami, w ten sposób mogę malować następne ludki.

Na zakończenie zareklamuję jeszcze matowy lakier Army Paintera - ten środek naprawdę jest matowy. Aż za bardzo. Jak się go napsika za dużo to potrafi figurce zmienić kolor. Trzeba go stosować oszczędnie, lekkimi natryskami; jak po wyschnięciu gdzieniegdzie prześwituje połysk można położyć drugą warstwę, ale to najlepiej oceniać na drugi dzień. No i ma jedną wadę - dusi potwornie. Nie lekceważcie tego - ja naprawdę mam doświadczenie ;) Pryskałem figurki i modele różnymi świństwami, malowałem aerografem zarówno emaliami jak i akrylami, myłem ten aerograf środkami na toluenie, wdychałem różne rozpuszczalniki i rozcieńczalniki, zmywałem figurki za pomocą nitro... i nic, ale to nic nie przydusiło mnie nigdy jak lakier matowy AP. OBOWIĄZKOWO maskę na twarz, nawet przy psikaniu na zewnątrz!

Na zupełne zakończenie - obiecane zdjęcie pamiątkowe 5 shade'ów. Jednego dnia zostali sklejeni, umyci, zapodstawkowani piaskiem i potraktowani podkładem, drugiego dnia - pomalowani i zanurzeni w dipie, trzeciego dnia - zmatowieni. Gdybym mógł poświęcić cały czas w ciągu dnia na figurki (a jeszcze niestety nie mogę), to taką piątkę robiłbym od A do Z przez pół dnia.



Z malarsko-wargamerskim pozdrowieniem - do następnego!

wtorek, 11 października 2011

3:0

Żyję! Wbrew pozorom mam się całkiem dobrze. Problem polega na tym że różne sprawy i ich załatwianie nie pozwalały mi ostatnio poświęcać tyle czasu na malowanie i blogowanie ile bym chciał.
Na szczęście znów siadłem na poważnie do figurek. W najbliższych dniach będę miał skończonych pierwszych shade'ów, nie omieszkam cyknąć im pamiątkowej fotki i zamieścić tutaj.
W międzyczasie udało mi się - w ramach oderwania się od codzienności i wyjścia z domu do ludzi - zagrać kilka bitew w 8 edycję Warhammera. Zainspirowały mnie batrepy z jednego z moich ulubionych kanałów na youtube - Wargaming for Fun. Zgodnie z nazwą panowie grają sobie dla zabawy, co widać zarówno w ich zachowaniu, jak i w rodzaju bitew jakie toczą. Batrepy o których wspomniałem pokazywały bitwy na 1000 punktów, co na 8 edycję jest raczej nietypowe:

http://www.youtube.com/user/WargamingForFun#p/u/9/Xc9495xalog

http://www.youtube.com/user/WargamingForFun#p/u/8/wUpHhxO0oT4

Pomysł był na tyle ciekawy że postanowiłem spróbować.
Zagraliśmy dwie serie bitew, w jednej dwie, w drugiej trzy. W pierwszej rozgrywce skończyło się na remisie, w drugiej - tydzień później, po lekkim doszlifowaniu armii - moja armia Imperium odniosła miażdżące zwycięstwo 3:0. Co ciekawe, w poprzednich bitwach na "normalne" 2500 punktów odnosiłem porażkę za porażką, więc te wygrane stanowczo podniosły mnie na duchu. Poza tym bitwy na mniejszą ilość punktów okazały się bardzo zabawne, szybkie i ciekawe. Mamy w planach dalsze rozgrywki, tym bardziej że mój zatwardziały oponent nie przyjmuje porażki do wiadomości ;) Może przy okazji uda mi się też zagrać z kimś innym niż zielonoskórzy.

Przy okazji przekonaliśmy się również że granie scenariuszy z podręcznika, losowanie scenerii i ogólnie trzymanie się zasad stanowczo pozytywnie wpływa na grę. Jako że wciąż poznaję tą edycję nie ustrzegłem się przed kilkoma nieścisłościami i mimowolnym pominięciem niektórych zasad, ale mam nadzieję wyprostować te uchybienia w przyszłych bitwach.

Ogólnie coraz bardziej przekonuję się do 8 edycji - trzeba tylko wczytać się w zasady i nie rozpatrywać ich w oderwaniu od całości. Gry są szybkie i proste w sensie samej mechaniki, jednak pozwalają na "zakombinowanie". Niektóre zasady wciąż mi się nie podobają ale uczę się z tym żyć ;)

Na zakończenie tego krótkiego update'u pozwolę sobie podzielić się filmikiem po którym postanowiłem zastosować tzw. tufty (w Black Orkach z ostatniego posta), uważam że dość dobrze pokazuje łatwość zastosowania i efektywność tego produktu:

http://www.youtube.com/watch?v=2eEhHerFOdU&feature=player_embedded

Na zakończenie przypomnę tylko: 3:0. HA!

piątek, 2 września 2011

Urodzeni w bólach

Pomiędzy zleceniami z byłej pracy, przygotowaniami do różnych festynów i wieszaniem żyrandola u matki w domu, udało mi się ostatecznie zakończyć prace nad oddziałem Black Orków. Żeby nie było zbyt łatwo, ostatnie dwa dni spędziłem na poszukiwaniu jednej, jedynej puszeczki matowego lakieru Army Paintera; okazuje się że jest to towar luksusowy, którego ani u Fabera, ani w Altdorfie, ani w Wargamerze nie było :( Ja nie wiem, czy oni się jakoś umawiają na dostawy że jednocześnie wszędzie znika i u wszystkich "będzie" w tym samym terminie? Tak czy inaczej, udało mi się ustrzelić ostatnią puszkę w Graalu w Galerii Mokotów i mogłem radośnie zapsikać ostatnich czterech (sic!) orków.



Jeśli przyjrzycie się uważnie powyższym zdjęciom, zauważycie zapewne kępki wysuszonej trawy na podstawkach; jest to moje najnowsze odkrycie pod tytułem "tuft". U nas dostępne są tufty produkcji Army Paintera, choć wydaje mi się że widziałem "na necie" także produkty Woodland Scenics. Tuft taki kupuje się w postaci gotowych kępek różnej wielkości przyczepionych do paska przezroczystej folii. Odrywa się taką kępkę, smaruje od spodu dowolnym klejem i stawia na podstawce. Szybko, łatwo, a efekt bardzo dobry. Tufty są dostępne w różnych kolorach, do orków zastosowałem "highland tuft". Polecam.

Na warsztat wjeżdża Hierophant z Warmachine (champion/hero) oraz oddział darkelfickich Shade'ów (trooper).

Na zakończenie jeszcze prawda objawiona:

wtorek, 9 sierpnia 2011

Orcs orcs orcs

Jedno ze zleceń zbliża się do końca. Na razie gotowy pierwszy szereg, który był taki trochę "testowy" - reszta "chopakuf" jest malowana en masse, z wykorzystaniem doświadczeń z tejże właśnie pierwszej piątki. Jakość trooper, z wyłączeniem samego sztandaru.








Z innych newsów - udało mi się znaleźć chwilę na grę. Zagraliśmy w jedyną słuszną edycję Warhammera, znaczy 5-tą, 2000 pkt z turniejowymi ograniczeniami. Moje Imperium marginalnie wygrało z Undeadami Hergara (jednym punktem). Jak zwykle przy 5 edycji, było dużo radości :)

sobota, 23 lipca 2011

Debiut na CMON

Pierwsze zamówienie Paints of War zostało właśnie zrealizowane :) Klient wyglądał na zadowolonego. Poniżej efekty ok. 10 godzin pracy:



Niestety, źle ustawiłem ekspozycję w mojej idioten kamera i fotki wyszły bardzo ziarniste... Cóż, moje umiejętności fotograficzne niewątpliwie wymagają poprawy. Co do samej figurki - cóż, na pewno jest kilka rzeczy które można było lepiej zrobić; kwestia praktyki. Najbardziej zadowolony jestem z drzewca magicznej lagi - niestety na zdjęciu magiczne świetliki nie wyglądają tak dobrze jak w rzeczywistości.
Tą figurką zadebiutowałem także na Coolminiornot, mam nadzieję że nie zjadą mnie tam za bardzo :( W chwili pisania tego posta, zdjęcie czeka na sprawdzenie. Jak tylko wejdzie na stronę dokleję linka do tego postu.

Jest to pierwsza figurka w standardzie Hero, który niniejszym wchodzi do oferty :) Cena - jak wspomniałem w poprzednim poście - zaczyna się od 40 zł i idzie w górę, w zależności od skomplikowania figurki.

[edit] A oto i link do figurki na cmon: http://www.coolminiornot.com/283663

poniedziałek, 18 lipca 2011

Pierwsze zamówienia! Łiiii!

TAK! Jestem w trakcie realizacji pierwszych zamówień pod flagą Paints of War.

Równie ważną informacją jest ukończenie Visgotha i jego goryli. Niestety, fotki nie wyszły jakoś zachwycająco - naprawdę muszę ustawić sobie porządny warsztat, z oświetleniem niezależnym od pogody i pory dnia... Tak czy inaczej - oto i oni:




Znajomy, zamawiający malowanie tych figurek, ustalił że sam będzie je werniksował i robił podstawki, więc to co widać na zdjęciach to czyste malowanie... stąd tyle błysków, zwanych fachowo blikami. Farby P3, którymi maluję "frakcyjne" kolory, są naprawdę świetne, ale nigdy nie dają w pełni matowej powierzchni.

Tak się ucieszyłem ze skończenia tych panów (i co z tego że mam już dwóch następnych do pomalowania, a u znajomego czeka cała reszta frakcji Menoth... wszystko co do nich kiedykolwiek wyszło...), że od razu wziąłem się za realizację jednego ze wspomnianych na początku zleceń. Chodzi o nowy, plastikowy model czarownicy do Dark Elfów, produkcji GW. Sorckę ową skleja się bezproblemowo i radośnie, konstrukcja została tak pomyślana że wógóle nie wymaga szpachlowania (w przeciwieństwie to czarodzieja Chaosu, gdzie niestety stara, wierna szpachla modelarska poszła w ruch). Po sklejeniu, umyciu w ciepłej wodzie oraz położeniu cienkiej warstwy białego podkładu, wziąłem się za malowanie. I tu wyszło na jaw moje schorzenie, którego chyba muszę się pozbyć...

Otóż zamówienie opiewało na pomalowanie w standardzie Champion, ja jednak tak się zapatrzyłem w figurkę, że postanowiłem zrobić coś więcej. Oczywiście mowa o layeringu. Cóż, uznajmy to za promocję dla nowego klienta ;) Tak naprawdę chcę doskonalić się w tej technice, a figurka sorcki wyjątkowo się do tego celu nadaje. Ogólnie każda figurka półnagiej pani (jakoś wolę półnagie panie od półnagich panów...) idealnie nadaje się do ćwiczenia layeringu, pod warunkiem że jest dobrze wykonana. Mówimy o figurkach typu Hasslefree, I-Kore z serii Celtos (to zresztą ten sam rzeźbiarz), poniektóre Dark Sword czy Reaper.

Jako że to Dark Elf, postanowiłem nadać jej nieco bledszy, bardziej ziemisty odcień skóry, dlatego pominąłem mój standardowy Midlund Flesh (P3) i zamiast niego zacząłem od Tallarn Flesh (Citadel Foundation). Potem lekki wash Ogryn Flesh (Citadel) dla zdefiniowania granic między skórą a zbroją (lol) i ubraniem (też lol), jeszcze raz Tallarn Flesh, a potem rozjaśnianie, warstwa po warstwie, poprzez dodawanie coraz większych ilości Basic Skintone (Vallejo - niech ten "basic" nikogo nie zwiedzie, to jest farba tak jasna jak Elf Flesh z Citadela). Efekty poniżej:



Co mi nie wyszło? Ano wciąż brak mi cierpliwości, w efekcie robię za duże "skoki" między kolejnymi rozjaśnieniami, dodając zbyt duże ilości "rozjaśniacza". Po drugie - zostawiam za dużo ciemnej bazy w miejscach, które ogólnie powinny być jaśniejsze (na zdjęciu widać to np. w okolicy ścięgien na przedramieniu, czy też pomiędzy karkiem a łopatkami). Ale muszę sam siebie pochwalić że przynajmniej w miarę udaje mi się utrzymać odpowiednią konsystencję farby, przez co przejścia pomiędzy kolejnymi warstwami wychodzą dość gładko.

Malowanie layeringiem wejdzie do oferty pod nazwą Hero, będzie kosztowało od 40 zł w górę za figurkę pieszą (w zależności od jej skomplikowania), jednak nie wstrzymujcie oddechu - jeszcze muszę poćwiczyć.

Drugim zamówieniem jest radosna banda Black Orków w jakości Trooper, niestety chwilowo prace stanęły w miejscu z racji braku podstawek. I tu pojawia się coś, co można by - za Jaded Gamercast - nazwać "failed stupidity check": otóż nasz "ukochany" GW nie sprzedaje podstawek konkretnego typu! Można takie tylko zamówić bezpośrednio na stronie, płacąc za przesyłkę 4x więcej niż za same podstawki! A sklepach wiszą tylko kretyńskie zestawy "kwadratowe" i "okrągłe", gdzie oczywiście kupuje się masę podstawek akurat do niczego niepotrzebnych tylko po to żeby wyłowić 5 takich o które chodzi. Fuck you GW! :[

piątek, 8 lipca 2011

WiP + rant

... czyli pierwsze wywnętrzanie.

Nienawidzę figurek do Warmachine. Mam nadzieję że ich twórcy trafią kiedyś tam, gdzie będą musieli przez całą wieczność malować swoje cholerne dzieła. Przeładowanie detalami, niemożliwość pomalowania niektórych miejsc po sklejeniu, kretyńsko głupie naramienniki i durna broń. Argh. Czasami myślę że ludzie którzy opracowywali koncepty tych figurek za poważnie wzięli do siebie odcinek Nooba:


Anyways...

Poniżej trochę fotek dokumentujących prace nad zleceniem - Visgoth Rhoven i jego Honor Guard, frakcja Protectorate of Menoth, Warmachine. Nienawidzę figurek do Warmachine, niemniej staram się je pomalować na dość wysokim poziomie jak na moje możliwości. Na chwilę obecną skończyłem malowanie jasnych (tzw. Menoth White - trochę podobny do Bleached Bone, ale jaśniejszy) elementów, i chciałem pokazać layering w moim wykonaniu - kilka (5-6) odcieni tego samego koloru, nakładanych od najciemniejszego do najjaśniejszego tak, by stworzyć iluzję gładkiego przejścia tonalnego. Nie wychodzi mi to jeszcze najlepiej, może dlatego że nienawidzę figurek do Warmachine, ale staram się doskonalić. Jak już będę mniej-więcej ogarniał layering to dołączę go do oferty.

Honor Guard:

Visgoth Rhoven (na nim najlepiej mi wyszło):

Niestety, widać dość nierówną powierzchnię np. na płaszczu - cóż, nie obrabiałem figurki na tyle dokładnie by ją polerować przed położeniem podkładu. Na przyszłość może to być niezłym pomysłem, jednak w tym konkretnym wypadku byłoby to utrudnione ze względu na dużą ilość drobnych detali i ozdobników, potrzebnych jak w dupie zęby. Ależ ja nienawidzę figurek do Warmachine.

Na chwilę obecną to wszystko. Niedługo na prośbę Marcina spróbuję zamieścić opis step-by-step malowania figurek w jakości Trooper, czyli bejcowania (może jakoś za tydzień).

Acha, jeszcze jedno - nienawidzę figurek do Warmachine :(

wtorek, 5 lipca 2011

Pierwsze foty + cennik

Oczywiście nie wyszły tak jak chciałem - za błyszczące, prześwietlone (brak odpowiedniego oświetlenia spowodował użycie flasha żeby cokolwiek było widać, przez co świecą i wyszły im białe plamy)... No ale mniej więcej widać o co chodzi.
Przechodzimy zatem do konkretów, czyli cen. Na razie mogę malować w dwóch kategoriach jakościowo-cenowych: Trooper oraz Champion.

TROOPER
Podstawowe kolory plus cieniowanie bejcą (tzw. dip). Cena - 5 zł za figurkę, przy oddziale powyżej 20 modeli schodzi do 4 zł/fig (jest to również standardowa cena za figurki 1/72).

CHAMPION
Ręczne cieniowanie (3 warstwy minimum), miejscami wash lub drybrush (zależnie od potrzeb). Cena 12 zł za figurkę, oddział powyżej 20 figurek - 10 zł/fig.
(żeby zobaczyć obraz w pełnej rozdzielczości wystarczy kliknąć na miniaturę).

Powyższe ceny liczą się figurek pieszych, wielkości człowieka, w skali 28 mm (ok. 1/56), bez wykańczania podstawek. Figurki kawalerii - 150% ceny figurki pieszej. Większe figurki na chwilę obecną wymagają ustalenia ceny bezpośrednio ze mną.
 
Dodatkowo oferuję wykańczanie podstawek (+2 zł od figsa niezależnie od jakości) oraz (dla całych oddziałów) magnesowanie na tray'ach (zależnie od wielkości oddziału, dla standardowego 5x4 figurki orientacyjna cena to 20 złotych - materiały oraz sam tray wliczone w koszt).

Tadaam :)

Bóle porodowe

Oczywiście, po rozstawieniu warsztatu do cykania pierwszych fotek praktycznie od razu siadły baterie w aparacie :/ W związku z tym pierwsze zdjęcia będą dopiero dzisiaj wieczorem.

poniedziałek, 4 lipca 2011

Hej hopsa

Zakładam bloga, jako wirtualny cennik malowania figurek, z czasem może będę się wywnętrzał albo pisał o tym w co sobie graliśmy.