czwartek, 13 października 2011

Dippity dippy dip

Słowo honoru, dip jest największym wynalazkiem w malowaniu figurek do gier wojennych od czasów pożyczenia od modelarzy redukcyjnych metody drybrusha. Mówimy tu o malowaniu figurek do gier, a nie figurek ogólnie - w malowaniu "artystycznym" dip nie ma racji bytu, co najwyżej gdzieniegdzie lekki wash, a i to tylko jako część procesu a nie główna metoda.

Więc dip. Dla niewiedzących metoda polega na zanurzeniu całej pomalowanej figurki w bejcy do drewna, energicznym strzepnięciu nadwyżki i odstawieniu do wyschnięcia (minimum 24 godziny). Potem matowy lakier po całości (bo bejca po wyschnięciu błyszczy jak szkło), jakaś trawka na podstawkę, i figurkę meldujemy w oddziale.

Nie ma się co oszukiwać, figurki po dipie nie wygrają nam Golden Daemona, ale nie takie jest ich zadanie. Mają dobrze wyglądać na stole, ewentualnie stanowić tło dla wypieszczonych pędzlem bohaterów czy dowódców. Bejca ma też inną zaletę - po zaschnięciu tworzy bardzo twardą powłokę, czym dodatkowo zabezpiecza figurkę przed otarciami i obtłuczeniami. Wadą dipowania jest ogólne przytłumienie kolorów i miejscami zbyt mocne cienie (zależnie od anatomii figurki), to drugie można zminimalizować stosując tzw. splashing, czyli alternatywny sposób nakładania bejcy (za pomocą pędzla).

Jako że obraz jest wart tysiąca słów, pozwolę sobie zlinkować dwa filmiki instruktażowe, które najlepiej pokazują jak się stosuje bejcę:

1. Film producenta (dip): http://www.youtube.com/watch?v=Hw1b56j_gSI&feature=related

2. Film użytkownika (splashing): http://www.youtube.com/watch?v=oigIQJSrzi0&feature=related

Obie metody mają swoje wady i zalety.
Przy dipowaniu, oprócz mniejszej kontroli nad rozkładem cieni, mamy jeszcze zwiększone zużycie bejcy. Zaletą jest szybkość procesu - to co widać na filmie to wszystko co trzeba zrobić. Czas schnięcia pomijam, jest jednakowy w obu zastosowanych metodach.
Splashing pozwala na większą kontrolę rozkładu cieni oraz mniejsze zużycie farby, jednak zauważyłem że przy nakładaniu pędzlem bejca zaczyna schnąć prawie natychmiast, zwłaszcza jak się położy cienką warstwę w danym miejscu, przez co traci się łagodne przejścia charakterystyczne dla naturalnego spływania bejcy. Zaradzić można temu poprzez nakładanie większej ilości bejcy i natychmiastowe zdjęcie nadwyżki, tak jak to widać na drugim filmie. Jest też jeszcze jeden problem - nakładając bejcę pędzlem należy pamiętać o tym żeby ją wszędzie faktycznie położyć :) Zdarzyło mi się już na drugi dzień odkryć na figurce miejsca gdzie jakimś trafem nie było bejcy... Wszystko to znacznie wydłuża proces splashingu.
Nawet stosując klasyczny dip nie można się obyć bez okazjonalnego splashingu, powód jest prozaiczny - firma Army Painter w całej swej przenikliwości nie przewidziała tego, że puszki których używają są za małe do zanurzania modeli kawalerii. Że o potworach nie wspomnę. Oczywiście, wiadomo że takiego np. smoka raczej nie należy dipować (poza tym szkoda by było, to jednak z reguły centerpiece armii), ale już ogry czy inne juggernaughty można by.

Jasną dla wszystkich sprawą jest, że zamiast puszek Army Paintera można sobie pójść i kupić zwykłą bejcę do drewna za ok. 1/10 ceny. Osobiście nie wierzę żeby produkt Army Paintera specjalnie różnił się od zwykłej bejcy, mimo zapewnień producenta że jest "opracowany specjalnie dla wargamerów". Jednak kupując puszki AP wiem że będę miał ten sam odcień bejcy. Poza tym już jedną zakupiłem, a nie mam środków ani wystarczającej ilości figurek testowych żeby szukać odpowiednika w Castoramie czy Leroy Merlin.

Ponad to co napisałem wyżej, dip pozwala na naprawdę szybkie tworzenie oddziałów. Ot, malujemy figurkę podstawowymi kolorami, najlepiej na białym podkładzie bo szybciej otrzymamy pożądany kolor (czarny podkład może niektórym ułatwiać cieniowanie czy maskowanie niedociągnięć, ale my jedno i drugie w tym wypadku załatwimy przecież dipem), po czym zanurzamy, strzepujemy i voila. Trzeba tylko zwrócić uwagę żeby pomieszczenie w którym dokonujemy dipowania było przewietrzone i szczelne na czas schnięcia figurek (jakikolwiek pyłek, który wyląduje na schnącej bejcy, zostaje tam na zawsze). Nie należy też spędzać za dużo czasu ze schnącymi figurkami, bo bejca jednak wydziela opary które niekoniecznie mogą być dobre dla naszego zdrowia. Ja moje figurki zamykam w szafce z lekką szparą między drzwiczkami, w ten sposób mogę malować następne ludki.

Na zakończenie zareklamuję jeszcze matowy lakier Army Paintera - ten środek naprawdę jest matowy. Aż za bardzo. Jak się go napsika za dużo to potrafi figurce zmienić kolor. Trzeba go stosować oszczędnie, lekkimi natryskami; jak po wyschnięciu gdzieniegdzie prześwituje połysk można położyć drugą warstwę, ale to najlepiej oceniać na drugi dzień. No i ma jedną wadę - dusi potwornie. Nie lekceważcie tego - ja naprawdę mam doświadczenie ;) Pryskałem figurki i modele różnymi świństwami, malowałem aerografem zarówno emaliami jak i akrylami, myłem ten aerograf środkami na toluenie, wdychałem różne rozpuszczalniki i rozcieńczalniki, zmywałem figurki za pomocą nitro... i nic, ale to nic nie przydusiło mnie nigdy jak lakier matowy AP. OBOWIĄZKOWO maskę na twarz, nawet przy psikaniu na zewnątrz!

Na zupełne zakończenie - obiecane zdjęcie pamiątkowe 5 shade'ów. Jednego dnia zostali sklejeni, umyci, zapodstawkowani piaskiem i potraktowani podkładem, drugiego dnia - pomalowani i zanurzeni w dipie, trzeciego dnia - zmatowieni. Gdybym mógł poświęcić cały czas w ciągu dnia na figurki (a jeszcze niestety nie mogę), to taką piątkę robiłbym od A do Z przez pół dnia.



Z malarsko-wargamerskim pozdrowieniem - do następnego!

2 komentarze:

  1. Jak przyszły generał szczurzych hord powinienem piać z zachwytu nad tym wynalazkiem, a tym czasem siedzę i dłubię a najbliższą bitwę przyjdzie mi grać na proxach ;P może to chęć doskonalenia i testowania technik malowania, ale na 100% jest to też opór przed taśmowym produkowaniem tak sobie pomazanych szczurków. Z drugiej strony, robię coraz szybciej ale i tak przyjdzie mi te setki figsów malować chyba latami z moim tempem :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Też kiedyś chciałem Imperium mieć wypieszczone, ale kiedy liczba figurek przekroczyła 300 zacząłem się poważnie zastanawiać. Poza tym trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: figurek z 2 czy 3 szeregu nigdy się nie ogląda "pod lupą". One muszą dobrze wyglądać na stole, czyli z odległości minimum 50 cm. A z tej odległości rzadko się zauważa różnicę między malowaniem taśmowym a zwykłym. Jak to kiedyś ktoś stwierdził: "my favourite color is DONE". I tak do oczu podnosi się bohaterów, magów, chorążych itp., i do tych figurek warto się przyłożyć. Reszta musi być pomalowana, i to wystarczy żeby wyglądali świetnie :)

    OdpowiedzUsuń