sobota, 30 marca 2013

Brodata furia

Model - Forge World
Podstawka - Scibor Monstrous Miniatures
Farby - Reaper Master Series, Vallejo Model Color, Vallejo Liquid Gold, Citadel
Pigmenty - MIG
Muzyka - Bolt Thrower "Realm of Chaos" i "Warmaster" (+ gościnnie porykiwania mojego syna)
Kawa - Nescafe
Herbata - Dilmah

No i chyba w końcu ogarnąłem balans bieli na fotografiach :)


środa, 27 marca 2013

Depora Azinrae, Dark Elf

Śledzący me poczynania na facebooku z pewnością rozpoznają w poniższej figurce Gąskę Balbinkę ;)
Oto i ona. W rzeczywistości nazywa się Depora Azinrae i pochodzi z linii Pathfinder produkowanej przez firmę Reaper. Służyć będzie jako kapitan Korsarzy Dark Elfów w armii znajomego/klienta.

Jest to, jak do tej pory, najbardziej zaawansowane malowanie jakie miałem okazję uskutecznić.
Figurka w całości pomalowana farbami Reaper Master Series oraz Vallejo (Model Color i Air Color). Na podstawkę wkradł się Dheneb Stone (Citadel). Złoto to Old Gold z Vallejo (Liquid Gold) z dodatkiem starego dobrego Brown Ink od Citadela.



sobota, 23 marca 2013

Zrób to sam: stojak na farby

Obiecywałem kiedyś że opiszę sposób w jaki zrobiłem swój stojak na farby. Nagłe pomnożenie moich zapasów farb Vallejo (25 sztuk przysłane mi przez brata) przyspieszył tę operację - po prostu nie mam gdzie trzymać nadliczbowych farbek, więc musiałem na szybko dorobić stojak :)

Moje stojaki zrobione są z grubej tektury - ok. 2,5 mm. Można użyć grubszej lub cieńszej, jednak cokolwiek ponad 3 mm to overkill, a cokolwiek poniżej 1,5 mm może być zbyt giętkie.

Najpierw wyrysowuję wszystko na arkuszu. Buteleczki stosowane przez Vallejo, Reapera czy Army Paintera mają 25 mm średnicy, a razem z nakrętką - 75 mm wysokości. Żeby składować buteleczki w pozycji leżącej, a jednocześnie móc je łatwo wyjmować i wkładać do stojaka, obliczyłem że potrzebuję przestrzeni 30x30x60 mm. W związku z tym wyrysowałem na arkuszu pasy o szerokości 60 mm i zaznaczyłem na nich komory 30 mm oddzielone 3 mm odstępami na elementy idące prostopadle; nie chciałem bawić się w idealne dopasowywanie w szczeliny 2,5 mm, bo cięcie takiej tektury wymaga sporo wysiłku, precyzyjne cięcie - jeszcze więcej wysiłku, a ja chciałem mieć stojak relatywnie szybko do dyspozycji. Poza tym aż tak dokładne zakleszczenie elementów nie jest potrzebne. Na zewnętrznych krawędziach dodałem po 10 mm zapasu, żeby konstrukcja się trzymała.
Po wymierzeniu pozostałego miejsca na biurku wyszło mi, że nowy stojak będzie mógł pomieścić 13 rzędów po 9 farbek. W związku z tym wyciąłem dwa zestawy elementów: poziome (po 9 komór) i pionowe (13 komór).
Najtrudniejszą, bo najbardziej pracochłonną i męczącą (czyli w skrócie - upierdliwą) czynnością jest wycinanie zagłębień montażowych. Jako że tektura dość szybko tępi ostrza noża kreślarskiego, w trakcie pracy nad stojakiem zmieniałem je chyba z 10 razy... No i nadgarstek boli mnie do teraz.
Po wycięciu elementów trzeba je złożyć do kupy i wzmocnić przyklejając plecki (mogą być z cieńszej tektury). Zrezygnowałem z klejenia między sobą poszczególnych elementów z dwóch powodów: po pierwsze jest to dodatkowa upierdliwość która aż tak znacząco nie wpływa na sztywność całej konstrukcji, po drugie - jak wspomniałem wyżej wycięcia są szersze niż sama tektura, więc powierzchnia klejenia i tak była by mała. Nie wspominając już o tym ile czasu by to zajęło. Złożyłem więc elementy "na sucho"...
... po czym ułożyłem całość na płaskiej powierzchni. Warto upewnić się przed klejeniem że całość trzyma kąt.
Na każde skrzyżowanie elementów nałożyłem kroplę białego kleju i dodatkowo posmarowałem kilka krawędzi pionowych elementów. Na to nałożyłem arkusz cieńszej (ok. 1 mm) tektury - nie przejmowałem się przycinaniem go "na wymiar", ponieważ można to zrobić już po wyschnięciu kleju. Dla pewności plecki obciążyłem na czas klejenia książkami.
Po kilku godzinach, gdy klej wysechł, do bocznych krawędzi przykleiłem jeszcze wsporniki w formie pasów tektury ok. dwukrotnie szersze niż głębokość komory. Wsporniki te mają zapobiec "gibnięciu się" stojaka do przodu; jeśli gibnie się do tyłu, i tak oprze się o ścianę.
Na koniec przyciąłem wsporniki, bardziej dla wyglądu niż dla funkcjonalności, oraz dokleiłem jeszcze jeden pasek tektury na samą górę (trochę poprawia to sztywność konstrukcji).
Zrobione! Oto gotowy stojak w akcji (po prawej, załadowany Reaperami) obok poprzedniego egzemplarza (po lewej, załadowany Vallejo i Army Painter):
I teraz najlepsze: taki arkusz tektury, wystarczający na zrobienie jednego stojaka, kosztuje nie więcej niż 10-12 zł (może nawet mniej: ja za swoją tekturę płaciłem 6 zł, ale było to jakieś 10 lat temu). Wymiar stojaka można sobie dopasować do przestrzeni jaką się dysponuje, jedyne czego wymaga to trochę czasu na wykonanie (mi zajęło to łącznie ok. 5 godzin nie licząc schnięcia kleju, z czego większość to wycinanie szczelin montażowych). Rzecz jasna można sobie kupić wycinane laserowo stojaki, czy nawet zamówić takie wycięcie choćby w Your Move. Tyle że sklejka w warunkach domowych nie ma większej przewagi nad tekturą w przypadku takiego stojaka, a koszt również będzie bez porównania większy... Poza tym mam czasem ciągoty do dawnego podejścia do hobby, kiedy przede wszystkim robiło się różne rzeczy samemu... ;)

poniedziałek, 18 marca 2013

Rozpakowane: Krasnoludy z Forge World

Od dawna chciałem spróbować swoich sił z jakimś modelem z Forge World, i oto nadarzyła się nie lada gratka w postaci zlecenia: nie jedna, ale trzy figurki z nowego zestawu "Dwarf Command Set". W skład zestawu wchodzą trzy figurki krasnoludów: slayera, Ironbreakera/lorda oraz chorążego.

Już przy wstępnych oględzinach przekonałem się, że wszystko co dobrego słyszałem o produktach FW to prawda. Poziom detali jest oszałamiający, jakość odlewu doskonała, żywica - bardzo dobra, przypominająca tą z którą miałem do czynienia w latach modelarstwa. Nadlewki minimalne, i to raczej z tych cieniutkich przypominających błonę - większość zeszła w trakcie mycia wodą :) Było, owszem, kilka upustów żywicy (takie grubsze nadlewki służące do dokładnego rozprowadzenia żywicy po formie), ale usunięcie ich przy pomocy skalpela było banalnie proste. Raczej bałem się że niechcący urżnę jakiś detal ;)

 W skład zestawu wchodzi to co na zdjęciu powyżej: trzy korpusy z rękami (w tym dwa z głowami), głowa slayera, sztandar, dłonie z toporami dla slayera i Ironbreakera oraz ozdoby do sztandaru. Elementy okazały się idealnie spasowane, a że to lekka żywica - wystarczył sam cyjanoakryl, bez potrzeby sztyftowania.
Poniżej każdy z odlewów w zbliżeniu. Nawet te zdjęcia nie oddają w pełni jakości detali. Szczególnie zachwyciły mnie kolczugi - kółka są delikatne niczym westchnienie dziewczęcia ;)

 Oto najlepszy przykład jak należy projektować figurki pod żywicę - tego poziomu detali niestety nie udało by się uzyskać w metalu czy plastiku. Dokładnie widać najdrobniejsze nity, na rękawicach Ironbreakera są nawet miniaturowe dziurki imitujące szwy, a w fajce trzymanej przez chorążego widać małe węgielki...

Oczywistym chyba jest że przy malowaniu tych figurek będę dawał z siebie wszystko :) Modele są posklejane, umyte i już czekają na podkład:

Moja ocena - 10/10. W tym medium i w tej skali nie da się chyba lepiej :) Nie mogę się doczekać kiedy zakupię coś dla siebie, najprawdopodobniej Lietpolda, choć przez sentyment do Warhammera Online może to być również Keeper of Secrets - o ile tylko wygram w totka...

sobota, 16 marca 2013

War-maszynowe przemyślenia

Kolejny zlecony warjack gotowy.

Jestem zadowolony z rozjaśnień. Gdybym tylko ruszył głową i wybrał jaśniejsze tło, być może było by je lepiej widać na zdjęciach... pozostaje mi zapewnić Was, że na jasnych elementach są tak samo gładkie jak na tych bordowych. Ech.


Przy okazji zastosowałem olejny wash. Nie jestem do końca zachwycony, ponieważ przy usuwaniu nadmiaru pigment zaczął się zbijać w grudki i w efekcie w niektórych zagłębieniach zamiast delikatnej "mgiełki" zrobiło się błoto. Może to mieć związek z jakością samej farby olejnej (bo w spirytus mineralny produkcji AK Interactive raczej nie wątpię), niestety nie stać mnie chwilowo na high-endowe produkty typu Winsor&Newton więc zaopatrzyłem się w lokalnym papierniku...

Moim słabym punktem stały się metale. O ile złoto jest ok (Old Gold z linii alkoholowych Vallejo, nie na darmo chwalone przez wielu malarzy-figurkowców), o tyle metalicznymi częściami wolę się nie chwalić. Jednak droga na skróty przez jeden kolor + Armor Wash P3 nie jest dobrą drogą. Żeby metaliki nabrały głębi trzeba będzie się postarać.

Na szczęście znalazłem ten oto tutorial i nabrałem nowej nadziei. Cieniowanie od ciemnego do jasnego ostatnio staje się moją ulubioną metodą (po krótkiej przygodzie z kolejnością: baza - cienie - światła), więc technicznie nie powinno być problemu o ile dobrze dobiorę farby i proporcje. Cóż, zobaczymy jak Vallejo Model Air sprawdzają się w mieszankach ;)

wtorek, 12 marca 2013

Powiało oldskulem

Oto dokonało się - kolejny milowy krok w mojej podróży przez odmęty kolekcjonerstwa.

Udało mi się wygrać akcję na ebayu. Przedmiotem tejże aukcji było trzech halabardników produkcji Citadela z okresu 4 edycji WHFB. Dwa z tych trzech wzorów pojawiają się dość często, jednakże tego trzeciego widziałem pierwszy raz od wielu miesięcy. Oto on:


W ten oto sposób zamknąłem pewien rozdział - zebrałem wszystkich halabardników. Jestem z siebie tak dumny że aż zrobiłem pamiątkowe foto ich wszystkich, ustawiając ich w tej samej kolejności jak na stronie z katalogu Citadela z 1993 r.

Dla porównania - skan tejże strony ze Stuff of Legends:


W ten sposób halabardnicy dołączyli do skompletowanych formacji: flagellantów, kuszników, łuczników i arkebuzjerów (handgunners). Oprócz tego z listy "do skompletowania" zniknęły także pozycje "Kislev Winged Lancers", "Kislev Horse Archers", "Knights Panther", "Knights of the White Wolf", "Knights of the Blazing Sun" oraz wiele pojedynczych modeli bohaterów, czarodziejów i machin wojennych.

Na upartego mógłbym jeszcze polować na Swordsmenów, Spearmenów i niektórych czarodziei, ale mam te oddziały/modele z późniejszych edycji, więc do kompletnej armii (czyli takiej w której jest przynajmniej po jednym oddziale każdego typu) nie są mi potrzebni. Może kiedyś, jak już nie będę miał co robić z funduszami... Jednak większy powab ma obecnie dla mnie zgłębienie się w pomroki Oldhammera.


Co to jest Oldhammer? Ano jest to hobby związane z Warhammerem, ale w wydaniu z czasów do 3 edycji. Czyli czasów kiedy grą nie rządziły turnieje, nie istniały księgi armii, wolno było grać figurkami innymi niż Citadel a w White Dwarfie publikowano scenariusze do D&D. Tak tak, były takie czasy.

Zazwyczaj wielbiciele Oldhammera koncentrują się na 3 edycji, tej równoległej z WHFRP. Armie tworzono wówczas z wszelkich dostępnych figurek, więc nie było niczym dziwnym jeśli obok modeli Citadela pojawiały się te z Ral Partha, Minifigs czy Heritage. Siłą rzeczy to armie dostosowywano do figurek, a nie odwrotnie, w związku czym listy armii opublikowane w książce Warhammer Armies pozwalały na naprawdę dużo, przy jednoczesnym braku bardzo specyficznych modeli dostępnych tylko u jednego producenta.
Czy to nie brzmi przyjemnie? ;)

Oczywiście, jakość tych figurek nie umywa się do tego co mamy dzisiaj. W większości były nieco koślawe i bez oszałamiającej ilości detali. Jednak były to czasy kiedy Citadel wychodził na prowadzenie jeśli chodzi o figurki i wiele wzorów do dzisiaj trzyma poziom wystarczający do tego żeby je porządnie pomalować lub postawić na stole. W wielu przypadkach miały te ludki o wiele więcej charakteru niż to co mamy dzisiaj - wystarczy choćby spojrzeć na wojowników Chaosu: dziś są zuniformowani lepiej niż żołdacy Imperium, wtedy każdy był inny, z innymi mutacjami i uzbrojeniem. Zgraja takich indywiduów naprawdę wyglądała jak horda Chaosu, a nie zestaw chodzących kas pancernych z jednej wytwórni...

 
Lord of Battle z 1985 r., jedno z niedrogich znalezisk z ebaya. Poniżej strona z katalogu Citadela z 1988 r. z tymże wojownikiem (pozycja 21).

Niestety, zbieranie takich oldhammerowych modeli nie jest łatwe. O ile nie zbiera się starych serii "Feudals" i "Man at Arms", które to figurki są do dzisiaj produkowane przez Wargames Foundry, trzeba się uzbroić w cierpliwość i spory zapas gotówki, ponieważ jedynym źródłem jest eBay. No chyba że ktoś mieszka w UK, ponieważ można wtedy polować na lokalnych konwentach wargame'owych, gdzie czasem trafia się na żyłę złota w postaci gości wyprzedających zawartość starych pudeł. Tak np. udało mi się ustrzelić fabrycznie nowy zestaw startowy do 2 edycji Warhammera za... 5 funtów. 25 złotych. Ja pierdykam :D

 
Sigmund - figurka z serii Feudal Man At Arms z 1986 r. Ta konkretna, widoczna na zdjęciu, została wyprodukowana przez Wargames Foundry. Poniżej skan ze starej reklamówki Citadela z wersją oryginalną.

Na szczęście jeśli nie trafi się jakiś zajadły kolekcjoner, figurkami oldhammerowymi na ebayu raczej nie interesują się ludzie grający obecnie w Warhammera, stąd można je kupić za stosunkowo niewielkie pieniądze. No chyba że są to bardzo rzadkie wzory lub są zapakowane w oryginalne blisterki - wtedy cena i ilość licytujących idzie w górę. Osobiście nie mam ambicji "zebrania ich wszystkich", wystarczy mi okazjonalny pojedynczy ludek, bo też i w 3 edycję nie mam z kim grać, a nawet jeśli by ktoś się znalazł chętny, to można przecież grać późniejszymi figurkami. Raczej zbieram oldhammerki z czystego sentymentu do starych dobrych czasów, których zresztą nie pamiętam bo Warhammerem zainteresowałem się o wiele później ;)

P.S. Jeśli ktoś zainteresował się Oldhammerem, polecam kilka blogów na których można znaleźć masę informacji na ten temat, w tym kilka ciekawostek (np. Skrag the Slaughterer, obecnie bohater specjalny do armii Ogre Kingdoms, w swojej pierwotnej postaci był cichym wyznawcą Malala, boga Chaosu który ze powodu braku licencji został usunięty z uniwersum Warhammera w czasach 3 edycji...): Erny's Place, Old-Hammer oraz Realms of Chaos 80s.

poniedziałek, 11 marca 2013

Polimerowe kości

Przez czysty, niczym nie skażony nałóg nabyłem drogą kupna poprzez Allegro figurkę Reapera z serii "Bones". Ostatnio w światku figurkowym było dość głośno o tej inicjatywie za sprawą kampanii kickstarterowej uruchomionej przez tę renomowaną firmę - stosunek ilości otrzymywanych figurek do zainwestowanych pieniędzy przyprawiał bowiem o zawrót głowy! A to dlatego że w odróżnieniu od GW, Reaper decydując się na tańszy materiał postanowił odpowiednio obniżyć ceny (zamiast je podnosić).

Figurki z serii Bones są bowiem produkowane z polimeru. Byłem bardzo ciekaw jak się przedstawia tworzywo wybrane przez Reapera, a także na ile prawdziwe są zapewnienia firmy że figurki są gotowe do malowania prosto z pudełka, bez użycia podkładu. Dlatego wydałem kilka złotych (dosłownie) żeby się przekonać samemu - to jest moja wersja wydarzeń i będę się jej trzymał!


Po wyjęciu z blisterka figurka prezentuje się bardzo przyjemnie. Detale są ostrzejsze niż by się mogło wydawać. Na linii podziału formy są leciutkie nadlewki, z którymi jest niejaki problem - każdy kto próbował usuwać takie nadlewki z polietylenowych żołnierzyków w skali 1:72 wie o czym mówię... Jedyny sensowny sposób jaki pamiętam to ostrożne ich odcinanie, koniecznie przy użyciu nowego ostrza. Na tym przykładowym modelu nie bawiłem się w czyszczenie nadlewek, ponieważ primo - nie są aż tak przeszkadzające, secundo - trochę mi się nie chciało :)

Ciekawostka - ogon wilkołaka jest doklejony "fabrycznie". Nie wiem czym (wygląda mi to na cyjanoakryl), ale trzyma się dobrze. Dzięki temu detale nie ucierpiały na skutek dostosowania do wymogów formy.

Cechą charakterystyczną polimeru w figurkach Bones jest jego elastyczność. Jak widać na zdjęciu powyżej, łapę wilkołaka udało się dogiąć do samej nogi, a po puszczeniu wróciła ona do swojej pierwotnej pozycji. Fajna sprawa, bo zmniejsza ryzyko uszkodzenia modelu w transporcie czy też przy przypadkowym strąceniu ze stołu.

Mimo wątpliwości postanowiłem pomalować figurkę bez dodatkowych przygotowań, czyli tak jak jest reklamowana seria Bones - po wyjęciu z opakowania. Oczywiście okazało się, że nie ma tak dobrze - wszystko co jest odlewane w stałych formach (silikonowych, żywicznych czy stalowych) ma na sobie pozostałości substancji ułatwiających wyjęcie z tychże form. Na figurkach z form żywicznych jest to z reguły talk, na pozostałych rodzaj lubrykantu przypominającego wazelinę. Nietrudno się zatem domyślić, że bez umycia farba będzie się nie najlepiej trzymać - i tak też się stało. Tym bardziej że farbę swoim zwyczajem rozwodniłem do konsystencji mleka.

Uciekającą farbę najlepiej widać na udzie bestii z lewej strony zdjęcia. Miejsca na których farba się jako-tako trzyma zostały pomalowane grubszą warstwą mało rozwodnionej farby, jednak nawet z tych miejsc przy próbie zeskrobania paznokciem farba zeszła momentalnie.

Wilkołaka wyszorowałem dokładnie starą szczotką do zębów w ciepłej wodzie z mydłem. Po wyschnięciu zrobiłem drugie podejście, tak samo rozcieńczając farbę - i tym razem miło się zaskoczyłem. Farba bowiem przyległa do figurki bez problemów.

Na tym zdjęciu lepiej widać nadlewkę na przedramieniu wilkołaka.

Mój werdykt? Cóż, figurka Reapera za niecałe 10 zł... co można dodać? :) Golden Daemona się tym nie wygra (detale są nieco mniej ostre niż na metalu czy żywicy), ale do grania te figurki są bardziej niż wystarczające, nie tylko ze względu na cenę ale też na tworzywo które zminimalizuje ryzyko uszkodzenia. Myślę że jeszcze kilka pojedynczych modeli sobie zakupię, zwłaszcza takich które w metalu czy żywicy mogły by mnie zrujnować (np. smoki czy większe bestie). Ogólnie - 4 na 5. A to całkiem nieźle jak na moje czepialstwo ;)


wtorek, 5 marca 2013

Jak to robią inni

Jako że mam zamiar wrzucić na bloga jeszcze trochę treści w tym tygodniu, pomyślałem że może nie będę wszystkiego pakował w jeden przydługi post. Dlatego będzie krótko i na temat :)

Poniżej filmik który dał mi wiele teorii. Jest dość długi, ale warto obejrzeć. Przede wszystkim widać w praktyce stopień rozcieńczenia farby i sposób jej nakładania (czyli ruchy pędzla). Oczywiście, jest to tylko jedna z technik i każdy powinien stosować taką jaka mu pasuje - ta akurat pasuje mi coraz bardziej (może dlatego że ćwiczę ją już od jakiegoś czasu), i nawet jeśli ktoś stwierdzi że to nie dla niego, to na pewno warto ją wpierw wypróbować :)


Następny film warty polecenia, na który wpadłem niedawno, to prezentacja różnych rodzajów washy przez Miguela Jimeneza. Jakby ktoś nie wiedział - Miguel "MIG" Jimenez jest uzdolnionym modelarzem, który przebojem zdobył sławę zarówno na internecie, jak i na konkursach modelarskich i zasłynął ze stosowania takich tricków jak chipping (odpryski farby), washe, filtry, pigmenty itp. Dzięki temu założył własną firmę produkującą różne preparaty do tzw. weatheringu.
Na poniższym filmie prezentuje on sposób nakładania washa - takiego prawdziwego, modelarskiego. W świecie figurkowym będzie on przydatny zwłaszcza fanom Warhammera 40 000, bo najlepiej wychodzi na maszynach. Polecam.


Skoro już o pigmentach mowa - wygląda na to że na stałe zagościły na warsztatach "figurkowców". Jest też mnóstwo poradników jak je nakładać (i po co), czym utrwalać itp. - na przykład na blogu Colored Dust, który oczywiście polecam ;) Poniżej inna pokazówka, też warta obejrzenia.


Teraz dość długi materiał z jednego z konwentów w USA. Sam Ken Schlotfeldt, właściciel firmy Badger, opowiada o aerografach. Bardzo, bardzo ciekawy filmik, rozwiewający przy okazji kilka mitów.


I na koniec taki fajny trick do robienia bardziej efektownych fotografii np. na Coolminiornot. Niedługo mam zamiar zrobić sobie kilka takich tełek, w różnych barwach żeby móc je dopasowywać "klimatem" do danej figurki. Oczywiście można sobie zamiast tego kupić profesjonalny zestaw 6 teł - za jakieś 80 dolarów; mnie nie stać :]


W najbliższych wpisach będzie więcej o moich własnych dokonaniach, obiecuję :)