Warto wspomnieć że w tym roku padł rekord ilości zgłoszonych prac - 164. Także poziom był dość wysoki. Zasłyszałem też jednym uchem rozmowy na temat zmian w kategoriach które być może nastąpią już za rok, więc fajnie że impreza się rozwija :)
wtorek, 14 listopada 2017
Imprezowa jesień cz.2 - Hussar
Warto wspomnieć że w tym roku padł rekord ilości zgłoszonych prac - 164. Także poziom był dość wysoki. Zasłyszałem też jednym uchem rozmowy na temat zmian w kategoriach które być może nastąpią już za rok, więc fajnie że impreza się rozwija :)
piątek, 10 listopada 2017
Imprezowa jesień cz.1 - Oldhammer
Miałem okazję uczestniczyć niedawno w dwóch imprezach skupiających się na dwóch aspektach naszego hobby - jednej wargamingowej i jednej malarskiej. Początkowo zamierzałem je wrzucić w jeden post i "mieć z głowy", ale selekcja zdjęć i opisywanie zajmują mi więcej czasu niż planowałem, więc jednak zrobię oddzielny wpis dla każdej ;) Poza tym szykują mi się jeszcze dwa wpisy z recenzjami figurek, więc zaraz się okaże że na przestrzeni dwóch tygodni blog przebije okres ostatnich dwóch lat...
Zaczniemy chronologicznie, od wydarzeń z zeszłego miesiąca.
Zaczniemy chronologicznie, od wydarzeń z zeszłego miesiąca.
wtorek, 10 października 2017
HobbyZone: wszyscy mają - mam i ja!
Produkty Hobby Zone są już chyba znane wszystkim w naszej niszy figurkowo - malarskiej. I nie chodzi tu tylko o to że Piotrek fajny gościu jest - po prostu ma dobry produkt.
Długo się przymierzałem do kupna czegoś na moje biurko, bo to albo akurat kasy nie było, albo byłem w trakcie kolejnego remanentu i nie byłem pewien co i jak mi się zmieści.W końcu nadszedł ten dzień, w którym przy okazji porządkowania pokoju i pakowania rzeczy na handel uznałem że więcej miejsca już mieć nie będę, a warto by w końcu trochę usprawnić ergonomię mojego stanowiska pracy.
Długo się przymierzałem do kupna czegoś na moje biurko, bo to albo akurat kasy nie było, albo byłem w trakcie kolejnego remanentu i nie byłem pewien co i jak mi się zmieści.W końcu nadszedł ten dzień, w którym przy okazji porządkowania pokoju i pakowania rzeczy na handel uznałem że więcej miejsca już mieć nie będę, a warto by w końcu trochę usprawnić ergonomię mojego stanowiska pracy.
czwartek, 2 marca 2017
Śmierć wrogom włoszczyzny!
W ostatni poniedziałek miałem przyjemność po raz kolejny zagrać w Lion Rampant. W ogóle jakoś tak wargamingowo mi się ten rok rozkręca - oto bowiem wyrobiłem 200% normy z zeszłego roku jeśli chodzi o granie ;) Najpierw wspomniana w poprzednim poście potyczka z Maurami Kadzika, następnie dwie demo gry dla moich kumpli, a teraz znów Miragliano kontra Arabia, i znów z Kadzikiem; przez cały zeszły rok rozegrałem tylko dwie bitwy w 5 edycję Warhammera...
poniedziałek, 23 stycznia 2017
poniedziałek, 16 stycznia 2017
Kroczący Lew i Turlający się Smok
Kochany blogasku, zagrałem bitewkę.
Czasem przypadkowa wymiana opinii z nieznajomymi hobbystami w sklepie z ludkami potrafi przynieść niespodziewane efekty. Tak było tym razem - w ostatnich dniach 2016 r. prowadziłem luźną rozmowę w sklepie Wargamer na temat różnych śmiesznych systemów. Moim rozmówcą okazał się Kadzik, prowadzący blog (surprise surprise) Kadzikowo. Od słowa do słowa... umówiliśmy się na bitwę. Jako że mowa była o systemie Lion Rampant (i jego wersji fantasy Dragon Rampant) wydanym przez Osprey - takoż bitwa miała się rozegrać według tychże zasad.
Sam system jest w sam raz dla takiego starego, steranego życiem i dysponującego ograniczonym czasem ramola jak ja. Jest prosty. Jest zabawny. Nie doszukasz się w nim symulacji średniowiecznego pola walki. Nie spędzisz godzin na doszlifowywaniu rozpiski (choć można spędzić godziny na obmyślaniu różnych rozpisek). Na 64 stronach książeczki jest wszystko co potrzebne do grania, łącznie ze scenariuszami, przykładowymi armiami (nazywanymi - zależnie od wersji - retinue lub warband) i masą zdjęć pokazujących jak to najróżniejsze figurki można zastosować w poszczególnych oddziałach. W dodatku sama książeczka kosztuje ok. 65 zł, nic więc dziwnego że kupiłem obie (zarówno Lion, jak i Dragon Rampant).
Zainspirowany próbowałem wyrobić się z szybko-bejcowym malowaniem, niestety nawet mimo wzięcia wolnego w pracy nie zdążyłem ze wszystkim - w związku z czym moje podstawki świeciły paskudnym białym podkładem :( i było mi bardzo wstyd... ale przynajmniej wszystkie kolory były położone.
Umówiliśmy się z Kadzikiem na standardowe 24 pkt, nagięte lekko do 25 ze względu na dostosowanie do posiadanych pod ręką figurek. Moje retinue było czysto "lionorampantowe" i przedstawiało coś na kształt wojsk Mediolanu, choć dla mnie to było po prostu warhammerowe Miragliano (i tak mam zamiar tę armijkę traktować; jest to pierwszy element mojego nowego pomysłu na życie, czyli Wielkich Wojen Tileańskich, o których niebawem coś skrobnę). Kadzik natomiast wystawił Maurów z jedną zasadą z Dragon Rampant (Venomous) dla swoich miotaczy ognia, tzn. zapalonej nafty :)
Cała impreza - od rozłożenia terenu, poprzez wyjęcie figurek, dogadanie szczegółów, grę, pogaduchy, aż do definitywnego końca - zajęła ok. 1,5 godziny. Myślę że przy lepszym ograniu można się wyrobić w 40-60 minut. Mechanika przekazywania inicjatywy w ręce przeciwnika przy nieudanym rozkazie powoduje że ma się wrażenie wyjątkowej płynności walki. Podobał mi się również fakt że mało który oddział walczył do ostatniego ludzika; raczej wyglądało to tak, że jak już oddział poniósł straty i stał się zdezorganizowany (battered) to szanse na jego powrót do walki były nikłe.
Ostatecznie skończyło się moją wygraną, co tylko sprawiło dodatkową radość, choć i bez tego gra mi się podobała. A Kadzik to - jak to mawiają krasnoludy - good sport i sympatyczny człowiek tak ogólnie. Mamy wczesne plany powtórki jakoś w lutym. Może tym razem wezmę aparat i cyknę kilka zdjęć ;) Tym bardziej że gra dała mi dodatkową motywację i armijka Miragliano jest już prawie skończona (zostało kilka podstawek do wykończenia i matowy lakier do położenia) - zdjęcia wkrótce.
Nie chcę zapeszać, ale ten rok - jeśli chodzi o powrót do hobby - zapowiada się całkiem nieźle... ;)
Czasem przypadkowa wymiana opinii z nieznajomymi hobbystami w sklepie z ludkami potrafi przynieść niespodziewane efekty. Tak było tym razem - w ostatnich dniach 2016 r. prowadziłem luźną rozmowę w sklepie Wargamer na temat różnych śmiesznych systemów. Moim rozmówcą okazał się Kadzik, prowadzący blog (surprise surprise) Kadzikowo. Od słowa do słowa... umówiliśmy się na bitwę. Jako że mowa była o systemie Lion Rampant (i jego wersji fantasy Dragon Rampant) wydanym przez Osprey - takoż bitwa miała się rozegrać według tychże zasad.
Sam system jest w sam raz dla takiego starego, steranego życiem i dysponującego ograniczonym czasem ramola jak ja. Jest prosty. Jest zabawny. Nie doszukasz się w nim symulacji średniowiecznego pola walki. Nie spędzisz godzin na doszlifowywaniu rozpiski (choć można spędzić godziny na obmyślaniu różnych rozpisek). Na 64 stronach książeczki jest wszystko co potrzebne do grania, łącznie ze scenariuszami, przykładowymi armiami (nazywanymi - zależnie od wersji - retinue lub warband) i masą zdjęć pokazujących jak to najróżniejsze figurki można zastosować w poszczególnych oddziałach. W dodatku sama książeczka kosztuje ok. 65 zł, nic więc dziwnego że kupiłem obie (zarówno Lion, jak i Dragon Rampant).
Zainspirowany próbowałem wyrobić się z szybko-bejcowym malowaniem, niestety nawet mimo wzięcia wolnego w pracy nie zdążyłem ze wszystkim - w związku z czym moje podstawki świeciły paskudnym białym podkładem :( i było mi bardzo wstyd... ale przynajmniej wszystkie kolory były położone.
Umówiliśmy się z Kadzikiem na standardowe 24 pkt, nagięte lekko do 25 ze względu na dostosowanie do posiadanych pod ręką figurek. Moje retinue było czysto "lionorampantowe" i przedstawiało coś na kształt wojsk Mediolanu, choć dla mnie to było po prostu warhammerowe Miragliano (i tak mam zamiar tę armijkę traktować; jest to pierwszy element mojego nowego pomysłu na życie, czyli Wielkich Wojen Tileańskich, o których niebawem coś skrobnę). Kadzik natomiast wystawił Maurów z jedną zasadą z Dragon Rampant (Venomous) dla swoich miotaczy ognia, tzn. zapalonej nafty :)
Cała impreza - od rozłożenia terenu, poprzez wyjęcie figurek, dogadanie szczegółów, grę, pogaduchy, aż do definitywnego końca - zajęła ok. 1,5 godziny. Myślę że przy lepszym ograniu można się wyrobić w 40-60 minut. Mechanika przekazywania inicjatywy w ręce przeciwnika przy nieudanym rozkazie powoduje że ma się wrażenie wyjątkowej płynności walki. Podobał mi się również fakt że mało który oddział walczył do ostatniego ludzika; raczej wyglądało to tak, że jak już oddział poniósł straty i stał się zdezorganizowany (battered) to szanse na jego powrót do walki były nikłe.
Ostatecznie skończyło się moją wygraną, co tylko sprawiło dodatkową radość, choć i bez tego gra mi się podobała. A Kadzik to - jak to mawiają krasnoludy - good sport i sympatyczny człowiek tak ogólnie. Mamy wczesne plany powtórki jakoś w lutym. Może tym razem wezmę aparat i cyknę kilka zdjęć ;) Tym bardziej że gra dała mi dodatkową motywację i armijka Miragliano jest już prawie skończona (zostało kilka podstawek do wykończenia i matowy lakier do położenia) - zdjęcia wkrótce.
Nie chcę zapeszać, ale ten rok - jeśli chodzi o powrót do hobby - zapowiada się całkiem nieźle... ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)