czwartek, 2 marca 2017

Śmierć wrogom włoszczyzny!

W ostatni poniedziałek miałem przyjemność po raz kolejny zagrać w Lion Rampant. W ogóle jakoś tak wargamingowo mi się ten rok rozkręca - oto bowiem wyrobiłem 200% normy z zeszłego roku jeśli chodzi o granie ;) Najpierw wspomniana w poprzednim poście potyczka z Maurami Kadzika, następnie dwie demo gry dla moich kumpli, a teraz znów Miragliano kontra Arabia, i znów z Kadzikiem; przez cały zeszły rok rozegrałem tylko dwie bitwy w 5 edycję Warhammera...



Wspomniane gry demo to także był Lion Rampant, choć biorąc pod uwagę figurki (krasnoludy i orkowie) można by rzec że to raczej Dragon Rampant ;) Sam fakt że jednego wieczoru udało mi się rozegrać dwa starcia przeciw dwóm różnym przeciwnikom świadczy o przyswajalności zasad. Nie wiem na ile udało mi się natchnąć kolegów do stworzenia własnych band (raczej nie bardzo ;) bo to lenie patentowane) ale zasady się podobały i jeśli tylko wystarczająco będę im wiercił dziurę w brzuchu to na pewno zagramy jeszcze nie raz.

Typowa gra demo - szczątkowy teren, bez podłoża... ale za to pomalowanymi figurkami kolegi Hergara! Zdjęcie - jak widać - z komórki.

Ostatnia walka przeciw Maurom była już w pełni pomalowanymi i zapodstawkowanymi modelami na porządnym stole z wystarczająco porządnym terenem, więc nie mogłem przegapić okazji do zrobienia kilku zdjęć. Niestety oświetlenie w sklepie Wargamer, gdzie mieliśmy umówioną grę, nie było instalowane z myślą o robieniu dobrych zdjęć tego co na stołach, więc musiałem posiłkować się lampą błyskową. Ponadto jakoś nie potrafię się ostatnio dogadać ze swoim aparatem i zdjęcia wychodzą mi jakieś takie plastusiowe, więc z góry przepraszam za jakość.

Tym razem graliśmy scenariusz "Gentle stroll", w którym jedna strona próbuje przeprowadzić oddziały po przekątnej przez pole bitwy, a druga próbuje ją przed tym powstrzymać. Obrońcą (tym który próbuje się przebić) był Kadzik, atakującym (tym który przeszkadza) byłem ja.

Trochę trudno opisać potyczkę w Lion Rampant tura po turze, ponieważ przez nieudane rzuty na aktywację inicjatywa przechodzi bardzo płynnie między graczami, i trochę dziwnie brzmiałby zapisek "Tura 6: znów nic nie robiłem". A każdy z nas kilka takich tur miał. Dlatego w skrócie napiszę tylko że mimo nieudanego początku, kiedy to Maurowie radosnymi podskokami przemierzali pole bitwy a moi Tileańczycy w większości stali w miejscu i trawili spaghetti, udało mi się na tyle odwrócić uwagę przeciwnika że w końcu moja ciężka konnica ruszyła się i dotarła w miejsce gdzie mogła zagrozić mauretańskiej ewakuacji. A jak już poszli do szarży... to praktycznie wdeptali w ziemię wszystko co stanęło im na drodze (choć trzeba przyznać że tym razem ponieśli duże straty). Na końcu Kadzikowi ostał się jeno dowódca energicznie spieszący na z góry upatrzone pozycje gdzieś daleko od pola bitwy oraz oddział Czarnej Gwardii. Nie wiem jak by się to skończyło, bo gwardzistów było sporo (prawie cały oddział), moja ciężka jazda mocno przetrzebiona, a moi halabardnicy nie bardzo chcieli rzucać się na ustawionych w obronny schiltron włóczników... ale mój scenariuszowy cel został osiągnięty (ponad połowa oddziałów przeciwnika rozbita) więc uznaliśmy że zwycięstwo jest moje a Czarna Gwardia może z honorem opuścić pole bitwy - pod warunkiem że zostawią porwane kozy ;)

A oto i fotki.
Wojska na stole, jeszcze przed zajęciem pozycji.

"Brygada Pościgowa" Miragliano - rozstawieni w narożniku bliższym pozycjom startowym Maurów, ich zadaniem było spowolnienie jak największej ilości oddziałów przeciwnika. Wyszło jak wyszło... na szczęście korzystając z ich mobilności byłem w stanie dogonić Maurów zanim ci uciekli z pola bitwy.

Druga grupa Miragliańczyków - jako wolniejszych rozstawiłem ich w dalszym narożniku; ich pierwotnym zadaniem było jak najszybsze dotarcie do punktu ewakuacyjnego Maurów i postawienie tam blokady.

Banda Maurów. Kadzik wystawił dokładnie to samo co poprzednio. Ja wprowadziłem dwie zmiany: zamiast kuszników wystawiłem drugi oddział Bidowerów, a za zaoszczędzone 2 pkt wzmocniłem halabardników dając im opcję Expert.

Zdjęcie dobrze pokazujące założenia scenariusza "Gentle stroll" - Maurowie mieli przejść ze swojego startowego narożnika przez cały stół aż do punktu ewakuacyjnego (to ten narożnik w którym leży mój podręcznik); dobrze widać moje miejsca startowe w dwóch pozostałych narożnikach.

Wyścig z czasem - brygada piesza stara się zdążyć przed Maurami, którzy już są w połowie stołu (moje pierwsze tury nie były zbyt owocne w udane rzuty na rozkazy...)

Próby spowolnienia przeciwnika - tak trochę średnio wyszło; liczyłem na udane dezorganizacje ("battered") mauretańskiej piechoty, ale zabrakło mi udanych rozkazów. W dodatku poniosłem trochę strat i np. moi konni kusznicy sami zostali battered.

Klimatyczne zdjęcie pościgu ;) Z tych trzech moich oddziałów bitwę przetrwali tylko halabardnicy (po lewej) i dwóch bidowerów (na środku). Scrapoli (po prawej) mimo udanej likwidacji jednego z oddziałów nieprzyjaciela, sami zostali spaleni żywcem przez kadzikowych bidowerów z miotaczami ognia (serio, ilość szóstek rzucanych przez ten oddział była nieziemska...).

W tym momencie byłem przekonany że już jest po bitwie, halabardnicy nie mieli szans w starciu z trzema oddziałami przeciwnika... Na zdjęciu widać że oddział moich bidowerów już dostał mocno po dupskach, a scrapoli (widać ich sztandar za lasem) zajęci są ściganiem bidowerów Kadzika. Na moje szczęście bogowie kostek chcieli inaczej i kilka nieudanych aktywacji Maurów pozwoliło mi podciągnąć maruderów z Brygady Pościgowej.

W końcu! Condottieri ruszają w kierunku punktu ewakuacyjnego a oddziały strzeleckie zaczynają wchodzić w zasięg...

Wyobrażam sobie miny tych miragliańskich halabardników ;)

"Śmierć wrogom włoszyzny! Avanti Miragliano!" - ciężka konnica wchodzi do akcji.

Ostatnie tury bitwy... za chwilę ostatni ze scrapoli uciekną z pola bitwy podskakując śmiesznie i próbując ugasić spodnie, zbryzgane na tyłkach płonącą naftą. Natomiast halabardników i Czarną Gwardię widzimy już na ostatecznych pozycjach - Czarni sformowali schiltron, przez co halabardnicy trochę bali się atakować (obydwa oddziały trafiały by się tak samo, natomiast oddział w schiltronie ma bonus do pancerza/obrony w walce wręcz). Z drugiej strony skutecznie blokowali gwardzistów, bo oddział w schiltronie nie może się poruszać, więc wiadomo było że nie uciekną do punktu ewakuacyjnego... ;)

- Oddawaj kozę!
- Po moim trupie!
- Ok namówiłeś mnie! SZARŻA!
Punkt kulminacyjny. Jeszcze była szansa że bidowerzy z miotaczem nafty zlikwidują moją pancerną konnicę...
...ale stało się inaczej. To sytuacja na stole w momencie kiedy uznaliśmy moją wygraną.

Po raz kolejny przekonałem się jak szybkim i fajnym systemem jest Lion Rampant. Mam nadzieję jeszcze w tym roku wypróbować kilka innych rozpisek, może bardziej wyspecjalizowanych (np. sama konnica albo sama piechota).

A teraz czas coś pomalować... :)

2 komentarze:

  1. Im więcej Rampanta tym lepiej! Fajnie, że napisałeś raport z tych gier, niech ludzie zobaczą, jak wygląda gra z dobrą mechaniką :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do mechaniki niestety trzeba się przyzwyczaić. Ja akurat problemu nie miałem, ale nie każdy lubi jak oddziały nie wykonują jego rozkazów (zwłaszcza w kluczowych momentach) ;)

      Usuń