Zaczniemy chronologicznie, od wydarzeń z zeszłego miesiąca.
2nd Oldhammer Weekend Poland, 21-22 październik 2017.
Nazwa może mylić, wiem. Co bardziej ogarnięci pamiętają zapewne że nazwa oldhammer została wymyślona dla gier, figurek i ogólnie klimatu Warhammera z czasów kiedy GW zarządzał Bryan Ansell. Czyli 2-3 edycja WHFB. Ale chyba dla nikogo poza mną nie ma to najmniejszego znaczenia :)Rzeczona imprezka była mini-turniejem, a raczej serią luźno powiązanych gier, rozgrywanych na zasadach 5 edycji WHFB. Tej mojej pierwotnie ulubionej. W poprzednim roku wpadłem tylko popatrzeć, w tym miałem zamiar wziąć udział ale nie wyrobiłem się z malowaniem armii. Na szczęście jeden z organizatorów udostępnił mi swoich rezerwowych skavenów, więc po raz kolejny w tym roku udało mi się w coś zagrać :) I to łącznie 4 razy w jeden weekend.
Pierwszego dnia rozgrywane były dwie bitwy jeden na jeden i jedna dwóch na dwóch. Drugiego dnia graliśmy jedno wielkie oblężenie sześciu na sześciu :) Zasady nawet w większości pamiętałem, choć nie znając za dobrze armii skavenów musiałem się często konsultować z armybookiem.
Niestety jak ostatnia ciapa nie zabrałem aparatu, ani jednego, ani drugiego dnia :( Poniższe fotki zrobiłem komórką, za co wielce przepraszam.
Pierwsza moja bitwa, rozstawienie. Scenariusz okazał się jednym z cięższych, trudno było uzyskać rozstrzygnięcie w rozsądnej liczbie tur (zwaliłbym winę na graczy, ale tego samego dnia inna para grała ten sam scenariusz jeszcze dłużej...). Ostatecznie ten meatgrinder zakończyliśmy rzutem kostką - mój przeciwnik wygrał. Ale grało się świetnie więc nawet nie narzekam.
Skaveni wyczarterowani od Sebastiana vel Łysego vel Tytusa. Dzięki ziomek, za rok będę miał własne ludki :)
Chłopsko-Robotnicza Ludowa Armia Stirlandu :) Zwróćcie uwagę że klimat hardkorowo utrzymany: żadnych arystokratyczno-burżuazyjnych rycerzy ani pistoliersów, żadnych czołgów parowych... rzekło by się, "sól ziemi" :)
Jak widać - grających było całkiem sporo jak na tak niszową imprezę.
Klub który użyczył nam miejscówki jest dobrze zaopatrzony w fajne maty (i masę terenów). Grało się na tym bardzo przyjemnie.
Jedna z najładniejszych (w moim odczuciu oczywiście) armii - Dogs of War. Dobrze tu widać potęgę jednolitego podstawkowania; całość od razu wygląda jak armia a nie zbieranina różnych figurek, nawet jeśli malowanie poszczególnych ludków czy oddziałów byłoby w innych standardach.
Wspomniany wyżej meatgrinder w toku.
Mój przeciwnik w drugiej bitwie - Bretonnia. Była to chyba najbardziej turniejowo (czyt. efektywnie) rozpisana armia na imprezie. Kto by pomyślał, że w środowisku 5 edycji będą się ludzie bali Bretonnii ;)
Druga tura Bretończyków - i koniec bitwy :) Według scenariusza mój przeciwnik wygrywał jeśli utłukł wyznaczonego przeze mnie bohatera (tak w skrócie). W pierwszej turze bretońskie luftwaffe weszło na "fly high", w drugiej szarża, efektywne kombo bretońskich cnót i przedmiotów magicznych i było pozamiatane :)
Ludzie kontra ludzie, czyli DoW kontra Imperium.
Do niektórych scenariuszy (i do ostatecznej bitwy) były potrzebne sprzęty oblężnicze - na szczęście sami gracze stanęli na wysokości zadania i dostarczyli różne samoróbki. Tutaj mamy stirlandzki taran.
A to kolejna rozgrywka scenariusza z kryptą który grałem jako pierwszy. Tym razem Undeadzi zmierzyli się z Dark Elfami. Powiem tyle: to zdjęcie zrobiłem jak zbierałem się z resztą graczy na przerwę obiadową...
... a to po tym jak najedzeni wróciliśmy do sali. Biedacy nie odpuszczali i zagrali jakieś 20 tur.
Ostatnia bitwa soboty. Tym razem 2x2: moje Skaveny sprzymierzyły się z Dark Elfami w celu skopania tyłków połączonym siłom Chaosu (Warriorzy + demony Nurgla). Na szczęście wylosowałem czas "Skitter Leap" - o jeny ale było zabawy. Oprócz latających Doomwheeli mieliśmy także latającego Papę Nurgla (większego demona, jakby kto nie wiedział). Ubaw miałem po pachy, dowodzący Nurglami Adam trochę mniej ;)
Last stand wojowników Chaosu.
A oto moje rozstawienie przed niedzielną wielką bitwą. Graliśmy oblężenie, podzieleni na dwie strony. Siłą rzeczy mieliśmy trochę dziwną kompozycję armii (np. po stronie atakujących, oprócz moich szczurów, były Imperium i Wysokie Elfy, a bronili się nurglowcy z krasnoludami i Bretonnią...) ale nawet do tego udało się dorobić jakąś teorię ;) Ważne że całkiem się bawiliśmy.
Siły atakujących.
Całość stołu. Mury ciągnęły się przez całą szerokość i robiły duże wrażenie.
Siły obrońców wyglądały trochę mniej imponująco, ale każdy kto grał siege'a wie że bardzo ciężko jest zdobyć mury nawet przy niewielkiej obronie.
"Bateria zagłady murów" Sebastiana trochę nie spełniła pokładanych w niej nadziei (przynajmniej moich) ;)
Przed pierwszą turą (wieże oblężnicze, zgodnie z zasadami, przemieściły się 2D6 w kierunku murów).
Pierwszy szturm moich skavenów na mury. Po drugiej stronie miałem kilku krasnoludzkich kuszników i oddział Plaguebearerów... O ile krasnoludy padły od trującego dymu i potężnych ciosów dwuręcznych kiścieni moich Censer Bearerów, o tyle te nurglowe zgnilce okazały się zbyt twardym orzechem do zgryzienia...
Żadna gra w 5 edycję nie może się obyć bez dyskusji nad zasadami ;) Na szczęście nie było większych kłótni.
Chwila chwały moich szczurów, kiedy na chwilę wdarły się na mury. Niestety, oba oddziały odbiły się od Plaguebearerów :(
Clanraty i Censer Bearerzy uciekają, Stormvermini i Plague Monki szykują się do szturmu. Niestety, i te oddziały - mimo obecności bohaterów - odbiły się od zgnilców i musiały uciekać. A na reorganizację i ponowny szturm zabrakło już czasu :(
Podsumowując - imprezka ta nie zawiodła moich oczekiwać. Po kilku godzinach gry każdego dnia byłem zmęczony i "zakręcony" ale wielce zadowolony. Lubię 5 edycją, taką jaka jest - nie jest to idealny system ale taki chyba nie istnieje. I jeśli nie próbuje się z tej 5 edycji robić czegoś czym nie jest, to gra się bardzo fajnie.
Zabrakło nam kilku armii - nie było np. żadnej odmiany zielonoskórych, ani Lizardmenów, ani Chaos Dwarfów czy Leśnych Elfów; cóż, jest nadzieja że w przyszłym roku się pojawią (ja szykuję Lizardmenów), będzie jeszcze ciekawiej. Ogólnie - impreza na plus, było nawet parę osób które tylko przyszły popatrzeć. Mam nadzieję że w przyszłym roku też wypali, a może ktoś kto się wahał jednak się przekona (albo - jak ja - weźmie się już za malowanie i nie będzie miał potem wymówek ;) ).
Dziękuję za pełniejszą relację, do tej pory widziałem tylko zdjęcia na sieci. Fajnie, że sporo ludzi gra tak aktywnie w starego warhammera. Aż mi się łezka w oku zakręciła na wspomnienie czarów skitterleap i crack call... Jeszcze parę lat i 8-ma edycja będzie oldhammerem.
OdpowiedzUsuńOj dobrze prawisz kolego, grało sięsuper a ten skiterleap napsuł mi więcej krwi niż sam mój wielki Papa Nurgle :/ Rewanż był dnia następnego całe szczęście więc wyszło na 0, urazy nie chowam :)
OdpowiedzUsuńMaluj maluj, zawsze miło widzieć Warhammerowych weteranów wracających do hobby nawet jeśli ten powrót jest jedynie na jedną imprezę w roku.