poniedziałek, 16 września 2013

Warsztaty w Toruniu

W ostatni weekend miałem przyjemność odwiedzić ponownie Toruń i wziąć udział w warsztatach malarskich, zorganizowanych przez znanego tu i ówdzie Michała "Arbala" Walczaka (autora bloga Coloured Dust). Poniżej relacja z tychże, okraszona kilkoma zdjęciami.



W piątek - jak przypadło na 13-go - lało właściwie przez cały dzień, zarówno w Warszawie jak i Toruniu, przyjechałem więc już zmoknięty. Na szczęście na dworcu już czekał na mnie nasz gospodarz wraz z Piotrkiem i Mateuszem, którzy przyjechali wcześniej własnym transportem. Zabraliśmy się arbalowym autem "na miasto" i wylądowaliśmy w słynnej pierogarni "Stary Młyn". Pierogi tam dają takie, że pierwszy raz widziałem jak czterech dorosłych facetów po zjedzeniu dwóch i pół zaczyna stękać i sapać z przejedzenia ;)
Jako że było późno, Arbal odwiózł nas do hostelu, gdzie we trzech skonsumowaliśmy buteleczkę zacnej gorzałki "Starotoruńskiej", tak do snu.

Jako że Piotrek jest właścicielem firmy Hobby Zone, przy okazji postanowiliśmy przetestować wytrzymałość skrzynek do transportu figurek jego produkcji. Żeby podgrzać atmosferę, Piotrek nie wyjął z niej swoich figurek ;) Na szczęście walizka wytrzymała jego 75 kilo.
Ja się nie odważyłem na nią włazić ;)


Następnego dnia zaczęła zjeżdżać reszta ekipy, jeszcze jak spożywałem hotelowe śniadanie. W wynajętej salce zaczęliśmy organizować sobie przestrzeń.
Stanowisko Maćka Pomianowskiego

 Na pierwszym planie - mój imiennik Mateusz. Nie, nie miał kaca - po prostu rozmyślał nad kolorami ;)

Warsztaty zaczęły się od prezentacji Arbala, w której poinformował co będzie nam opowiadał i jakie produkty będzie prezentował, a następnie pokazał w jaki sposób przygotowuje figurki do malowania.
Pudełko do transportu pędzli PK-Pro.

Uchwyty do malowania figurek, tzw. trzymaczki, tejże firmy. Więcej o nich na końcu posta.

W ramach prezentacji Arbal wprowadził uczestników w filozofię "Ścieżki Światła", jak również w parę innych filozofii, np. "Walić Gównianego Wydawcę". Nie muszę dodawać że było zabawnie :)

Po wstępie w końcu zapalono światło i można było brać się do malowania :)
Tu jedna uwaga: mimo szumnej nazwy "warsztaty" tak naprawdę cała impreza przypominała bardziej painting jam. Mimo starań Arbala nie było tak naprawdę jednego przewodniego tematu, który każdy z nas ćwiczyłby w trakcie malowania. Po prostu siedzieliśmy sobie, malowaliśmy co kto tam chciał i rozmawialiśmy, wymieniając doświadczenia, spostrzeżenia, dowcipy i luźne uwagi. Oczywiście, w paru momentach wokół Arbala zbierała się ekipa żeby coś podpatrzeć i posłuchać, ale nikt od nikogo nic nie wymagał. Osobiście bardzo mi się ta formuła spodobała, choć klasyczne warsztaty też nie były by złe, tyle że wymagają trochę innego przygotowania. O tym też rozmawialiśmy, i już są plany żeby coś takiego z przytupem zorganizować.

W chwilach kiedy już mnie tyłek bolał od siedzenia, łapałem fotopstryka i uwieczniałem okolicę :)

Marcin Urmański (Urmanski Studio) i jego warsztat. Jego rzeźby zrobiły wśród zebranych niezłą furorę. Kątem ucha słyszałem zamówienia na całe oddziały ;)

 Maciek Świerczyński, jeden z aerografowców, zarazem dusza towarzystwa :)

Arbal przygotował również ekspozycję produktów o których opowiadał i używał demonstrując swoje techniki. Wszystko można było obejrzeć, obmacać, powąchać a nawet spróbować (jeśli kto bardzo chciał).

Farby firmy Golden, których - niestety - nie wypróbowałem z braku czasu. A szkoda, bo bardzo byłem ciekaw ich metalików.

Można było również obejrzeć efekty technik i efekty efektów na arbalowych figurkach.

Na szczęście stanowisko mistrza ceremonii było wydzielone, dzięki czemu w momentach kiedy wszyscy tam się gromadziliśmy, każdy mógł zobaczyć to co było prezentowane.

Praca wre :)

Można było zobaczyć w akcji różne efekty AK Interactive...

... jak również suche pigmenty.

To właśnie jeden z takich "warsztatowych" momentów.

A to moje skromne stanowisko. Red Bull na poprawę wydajności i piwo na poprawę humoru :)

Bardzo ciekawą sprawą był pomysł przywiezienia na wymianę różnych śmieci i pierdółek, które są nieocenione przy tworzeniu podstawek. Każdy mógł sobie wziąć co mu akurat w oko wpadło. Ja osobiście nie skorzystałem, ale pomysł przedni i godny pochwały.

Niestety, salka była wynajęta tylko do godziny 18.00, i mimo że przeciągnęliśmy malowanie o godzinę, i tak nie udało mi się skończyć mojej figurki. Ale z tego co udało mi się pomalować - jestem bardzo zadowolony. Nie wiem czy to kwestia trzymaczki, czy też atmosfery wspólnego zajoba, która niepodzielnie panowała przez cały dzień. Jako wojownik Ścieżki Światła jestem skłonny twierdzić, że pozytywna energia emanująca od wszystkich zebranych wpłynęła dodatnio na mój skill. :D


No i przyszedł ten moment, że trzeba było uprzątnąć salę... Nie oznaczało to jednak końca atrakcji!
Przed inwazją starówki.

Hostel "Przystanek Toruń", w którym mieliśmy nocleg i salę do malowania.

Po lewej dworzec Toruń-Miasto, po prawej - hostel :) Niestety, linia jest raczej lokalna i bez przesiadki nie da się dojechać np. z Warszawy.

Na pożegnalną kolację zostaliśmy zabrani "do Hindusa", czyli restauracji "Royal India". Jedzenie było znakomite, a jak widać po Maćku Ś. (nie mylić z odwróconym Maćkiem P.), dwie papryczki w menu oznaczały konkretnie ostre danie ;)

Jeszcze raz, tym razem z widoczną moją osobą.

Nawet w czasie kolacji otaczała nas aura malowania ;)

Co prawda w sobotę nie lało tak jak poprzedniego dnia, ale ulice i tak były mokre. Nijak nie przeszkadzało to w powolnym, statecznym (bo się konkretnie najedliśmy) spacerku ulicami pięknego Torunia.

Załapaliśmy się na pokaz "światło i dźwięk i woda". No bez kitu, każdy krok stawialiśmy na Ścieżce Światła :D

Nocny widok na Most Piłsudskiego. Muszę przyznać że mój fotopstryk mile mnie zaskoczył robiąc takie zdjęcia.

Na koniec wylądowaliśmy na pożegnalnym piwie w knajpie, której nazwy nie pomnę, ale za to mocno klimatycznej. Jedyne czego tam brakowało (przynajmniej niektórym) to charakterystycznego aromatu palonych konopii :) Niemniej żartom i dyskusjom nie było końca, powstało kilka legendarnych inside-joke'ów, pracownicy GW pewnie spać nie mogli od tego obrabiania im tyłka, a Chińczycy raczej się nie przejęli :D

I tak oto impreza dobiegła końca :( Nazajutrz pożegnałem się z chłopakami z Łodzi (tzn. Piotrkiem i Mateuszem), a że miałem jeszcze kilka godzin do pociągu, wybrałem się z Marcinem Urmańskim na spacer po Toruniu. Obgadaliśmy tyle tematów że posta by nie starczyło na streszczenie. Po drodze trafiliśmy też na takie cuś:
Niezłe postscriptum sobotniej dyskusji o nielegalnych kopiach figurek :D

Podsumowując - świetna, niewielka impreza. Ludzie przezacni, miejscówka ładna, 3 godziny pociągiem to nie koniec świata. Jeden wniosek który wyciągnęliśmy wspólnie: następnym razem muszą być 2 dni na sali. Może też uda się zrobić konkretnie tematyczne warsztaty, choć powiem szczerze że jeśli miałby być kolejny painting jam, to też się piszę!

Wielkie podziękowania i szacunek dla Arbala za zorganizowanie tego spotkania.

Przy okazji - relację samego gospodarza możecie przeczytać tutaj.


A teraz coś o trzymaczce PK-PRO:

Z początku myślałem że to taki gadżet, coś na poziomie kubka na pędzle od GW. Jednak dostałem możliwość wypróbowania go w akcji, i muszę powiedzieć że to rzecz niezwykle wygodna! Oto jak się go używa:
Figurkę montuje się na drucikach jak do normalnego montażu w korku. W przypadku trzymaczki nie trzeba ich wbijać w korek...

...po prostu układa się druciki pomiędzy połówkami korka.

Następnie wciska się korek w otwór w podstawie trzymaczki... Voilà!

Metalowy uchwyt obraca się swobodnie wokół podstawy, a jednocześnie kiedy się go lekko naciśnie palcem - blokuje się zgodnie z prawami fizyki. Dzięki tej trzymaczce nie trzeba w ogóle dotykać figurki w trakcie malowania, co w przypadku moich tłustych niezgrabnych paluchów ma niebagatelne znaczenie. Poza tym sam uchwyt może stanowić dodatkowy punkt oparcia dla dłoni z pędzlem.
Jednym słowem - polecam! Trzymaczka jest sprzedawana w dwóch rozmiarach - na figurki 28 mm i na większe, 54 mm. Już odkładam na kupno obydwu.


1 komentarz:

  1. Dzięki za ta relację! Strasznie miło sie ją czytało i wspominało.

    Podążaj ścieżką światła "my friend".

    OdpowiedzUsuń