Poprzyglądałem się trochę temu samochodzikowi, a że myśli miałem głęboko utkwione w pędzlach, farbach i mokrej palecie, mimowolnie zacząłem dobierać sobie farby planując łagodne przejścia między nimi, prawie że czując w palcach ruchy pędzla.
Jak zawsze w takich sytuacjach zaskoczyła mnie ilość barw na jak jednokolorowym - zdawało by się - obiekcie. Oczywistym jest, że przy bardzo połyskliwej powierzchni otoczenie będzie się odbijać trochę tak jak w lustrze, wpływając na kolor który faktycznie widzimy. Dodajmy do tego kierunek z którego pada światło słoneczne, a co za tym idzie - miejsca ocienione, w których kolory zyskają zimny odcień... i może się okazać, że do namalowania jednego samochodu potrzebujemy całej palety barw.
I pomyślałem sobie ja wtedy, że dokonam pobieżnej analizy widocznych kolorów i spróbuję wyodrębnić je tak, jak bym mieszał farby na palecie by nałożyć je na model samochodu. Złapałem za aparat, cyknąłem foto i siadłem do Photoshopa. Po kilku minutach zabawy dałem sobie na wstrzymanie, bo wyłapanie wszystkich kolorów zajęło by naprawdę sporo czasu, a zilustrowanie tego co chciałbym przekazać można zamknąć w dwóch zestawach.
Mamy więc zestaw pierwszy - drzwi i większą część burty samochodu:
Jak widać kolory są w miarę ciepłe, beżowe, poza rozjaśnieniami które wpadają w zimną sferę palety. Niby wystarczyłoby do ciekawego pomalowania, ale spójrzmy na maskę i przód:
Tu kolory są zupełnie zimne, niebieskawe. Jeśli zestawimy te dwie palety ze sobą, okaże się że na pierwszy rzut oka nie do końca do siebie pasują:
I w tym momencie można oddzielić utalentowanych malarzy od całej reszty, będą oni bowiem potrafili nie dość, że zauważyć te barwy (bez pomocy Photoshopa), to jeszcze tak je połączyć na malowanym obiekcie, by uzyskać to, co widać na zdjęciu ;)
Lubię czasem patrzeć sobie na jakiś obiekt i rozkładać go w ten sposób na kolory składowe. Trochę gorzej z zastosowaniem tej wiedzy w praktyce... Trzeba mieć wizję i jeszcze umiejętnie przenieść ją na ruchy pędzlem.