wtorek, 26 czerwca 2012

Wieści z frontu

Dużo się dzieje ostatnio w mojej jaskini męskich uciech, zwanej kanciapą lub po prostu - pracownią.

Po pierwsze - zostałem bez kompresora. W trakcie ciężkich prac podkładowych poległ na polu chwały plastikowy wężyk doprowadzający powietrze ze sprężarki do zbiornika. Cóż, po ponad 10 latach miał prawo...


Obecnie jestem rozdarty pomiędzy potrzebą poszukania takiego wężyka i zainstalowania go w kompresorze a chęcią nabycia nowego kompresora (nowszego i wygodniejszego w użyciu), jednak decyzję będę mógł podjąć dopiero po pozyskaniu jakichkolwiek funduszy.

Obiecana druga część malowania Blackguardów także się opóźnia (jak widać). Żeby za dużo nie pisać podam wersję skróconą:

1. Psuje się kompresor.
2. Nie mogę położyć posiadanego akrylowego lakieru matowego za pomocą pędzla, ponieważ ma brzydką tendencję do zasychania na półmatowo, zaś wysłużony matowy Humbrol dość długo schnie.
3. Podróż do sklepu po duszący, trujący ale za to pięknie matowy lakier Army Painter.
4. Army Painter zasycha na półmat, mimo dwuminutowego wstrząsania i położenia kilku cienkich warstw.

Jak mawiał mój ojciec: wiatr w oczy, nóż w plecy i kanapka masłem do ziemi. Ostatecznie skończy się na Humbrolu, mam nadzieję że uda mi się położyć pędzlem na tyle cienką warstwę że nie powstaną białe plamy i nie zmieni się kolor farby pod lakierem.

Teraz te dobre wieści:
Doroczna wyprzedaż garażowa na Saskiej Kępie zaowocowała kupnem pożądanego przeze mnie od dawna klęcznika. Do klęczenia przez komputerem lub stolikiem do malowania trzeba się trochę przyzwyczaić, ale zarówno kręgosłup, jak i część ciała dupskiem zwana stanowczo mniej się męczy i ugniata. Klęcznik oczywiście jest używany, ale przy cenie wynoszącej poniżej 10% kosztów nabycia nowego urządzenia, te kilka zadrapań nie robi mi żadnej różnicy.


Na koniec status update Gorgera. Po fiasku pierwszej wersji kolorystycznej zabrałem się za kolejną. Niestety, spieprzone przez twórcę wykończenie powierzchni figurki (tym razem to nie wina techniki odlewania) niweczy prawie cały wysiłek włożony w blending. Niemniej prace idą do przodu. Postanowiłem zrobić kilka zdjęć ponieważ ciekawie wygląda postęp malowania na figurce: od dołu (prawie skończonego) do góry (z jednym podstawowym kolorem).
Same zdjęcia też wyszły interesująco - wciąż eksperymentuję z różnymi ustawieniami zarówno fotografowania, jak i obróbki fotek już w komputerze. To co widać poniżej nieco bliższe jest zdjęciom publikowanym na coolminiornot, i całkiem możliwe że kolejne zdjęcia będą podobnie obrabiane.


Aroha nui, jak mawiają Maorysi :)

P.S. Żeby zobaczyć zdjęcia w pełnej krasie, nie zapomnijcie kliknąć prawym przyciskiem i wybrać "Pokaż obrazek" :)

2 komentarze:

  1. Klęcznik zawodowy, szczerze mówiąc też już powoli łaskawszym okiem patrze na taki meblunek i myślę o jego zakupie - przywilej wieku.
    Również mam kłopot z lakierami, mat Vallejo który używam nabłyszcza i przyciemnia, teraz tak na dniach zainwestuje w Army Painter Anti-Shine Matt Varnish w buteleczkach 18 ml, czas pokaże, ale pewnie show nie będzie.
    Tak na marginesie; jest różnica w efekcie końcowym, pomiędzy lakierem nakładanym pędzelkiem a tym napryskiwanym aerografem? ( jestem strasznie pędzelkowy).

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Zależy od lakieru. Ja testowałem ostatnio wyłącznie lakiery akrylowe przeznaczone do aerografu, mają one niestety tendencję do zasychania na półmat przy nakładaniu pędzlem... Jednak lakier przeznaczony pod pędzel powinien zasychać na matowo - tak jest np. ze wspomnianym przeze mnie olejnym lakierem Humbrola. Jedno co mogę poradzić to nakładać bardzo cienkie warstwy, gdyż wszystkie matowe mają to do siebie że przy zbytnim nagromadzeniu (np. w szczelinach czy załamaniach powierzchni, np. w fałdach ubrania) zasychają na biało.
    Sam się zastanawiam nad zakupem jakiegoś matowego lakieru pod pędzel - albo Vallejo, albo właśnie Army Painter (jeszcze nie wypróbowałem nic z ich serii "butelkowej", ale póki co słyszę same dobre opinie).

    OdpowiedzUsuń