czwartek, 27 listopada 2014

Hussar 2014

W dniach 18-19 października (tak tak, ponad miesiąc temu) odbyła się piąta edycja konkursu Hussar. Nie muszę chyba wyjaśniać co to za konkurs i jakiej jest wagi ;) Jakby ktoś jednak przypadkiem nie wiedział, to polecam na początek moje relacje z poprzednich edycji: Hussar 2012 i Hussar 2013.

Tegoroczna edycja troszkę różniła się od poprzednich, ze względu na rozłożenie wydarzenia na dwa dni. Miało to swoje dobre i złe strony, o czym napiszę w podsumowaniu. Dla mnie dodatkowo było to zupełnie nowe przeżycie - otóż kilka dni przed samą imprezą, w wyniku luźnych dyskusji prowadzonych na stronie fb, wkręciłem się w grono "orgów", a konkretnie - obsługi imprezy :) Dzięki temu miałem okazje poczynić kilka obserwacji niedostępnych dla "zwykłego" widza. Nie obyło się to jednak bez wyrzeczeń - nie było mi dane uczestniczyć w pokazach i warsztatach, a te w tym roku dopisały: Bohun i Ania Machowska! Nie codziennie ma się okazję uczestniczyć w warsztatach takiej rangi ;) No ale coś za coś.
Z racji przydzielonego mi zadania (tzw. "Zaufany Transporter Figurek") nie miałem też okazji zrobić zbyt wielu zdjęć. Zresztą postanowiłem w tym roku nie dokumentować samych prac - tyle już relacji się pojawiło, że nie ma sensu mnożyć bytów, a i same fotki na pewno nie wyszłyby mi lepiej niż Sławolowi, który prace fotografował "z urzędu". Jeśli ktoś jeszcze nie widział, to polecam zajrzeć na te stronki:

http://www.paintingbuddha.com/blogs/news/17468831-report-hussar-2014-warsaw

http://tauempire.blogspot.com/2014/10/hussar-2014-138-zdjec.html





Poniżej moja klasyczna fotorelacja:
Jako członek "ekipy", zaraz po przybyciu na miejsce dostałem specjalny identyfikator ;) (+10 do lansu)

Moje (a właściwie "nasze") miejsce pracy, czyli punkt przyjmowania prac. Moim zadaniem było bezpieczne dostarczenie ich do odpowiedniej gabloty. Niby nic, ale parę razy łapki mi się trzęsły - teoretycznie prace w/g regulaminu imprezy są przekazywane "na odpowiedzialność uczestnika", ale głupio tak rozpieprzyć owoc czyjejś pracy... tym bardziej jeśli kosztuje ona kilkaset czy kilka tysięcy euro ;)

Tu przy okazji apel do uczestników - upewnijcie się czy Wasze prace są dobrze przymocowane do podstawek! Jedno popiersie mi "fiknęło", i mimo że uszkodzenia były minimalne, to i tak trauma mi została :( Także piedestały są mile widziane, w ten sposób unika się kontaktu paluchów z pracą.

Powoli zaczynają się pojawiać uczestnicy. Z początku pojedynczo, więc wszystko odbywało się na luzie, był i czas przywitać się ze starymi znajomymi ;)

Sławol przy pracy. Oprócz bycia sędzią, facet był odpowiedzialny za obfotografowanie wszystkich zgłoszonych prac. Kawał ciężkiej roboty, jeśli się weźmie pod uwagę rozmaitość rozmiarów - były momenty kiedy robiłem za statyw, przytrzymując lampy w odpowiedniej pozycji żeby dobrze oświetlić model czy figurkę ;) Dodatkowo co chwilę trzeba było zmieniać wysokość podłoża... a to jeszcze zanim wzięli się za sędziowanie...

Swoją drogą - jak już wrócę do regularnego malowania, będę musiał sobie skombinować taki namiocik. Mój poprzedni padł ofiarą jakichś eksperymentów...

Jako że z poczatku było nienerwowo, był i czas podkleić tu i ówdzie zgłaszane prace. Tak tak, nawet od małych dzieł sztuki Ani może się coś odkleić w transporcie ;)

Z czasem uczestnicy zaczęli przybywać coraz gęściej. Także ci z górnej póły - jak Karol Rudyk czy Camelson ;)

Pierwszym zadaniem sędziego jest sprawdzenie czy dana praca jest zgłaszana do odpowiedniej kategorii. W paru przypadkach oznaczało to dłuższą rozmowę z uczestnikiem, jeśli akurat zgłaszane było kilka prac i nie od razu oczywistym było która gdzie pasuje (np. do kategorii "Oddział" czy może bardziej do "Diorama"). Naturalnie wszystko po to, żeby uczestnicy potem nie czuli się pokrzywdzeni czy oszukani.

Ilość prac czekających na obfotografowanie zaczęła rosnąć...

... gdyż wąskim gardłem okazały się zdjęcia. Pomagałem Sławolowi jak mogłem, ale niektóre prace trzeba było fotografować kilka razy, zmieniając światło czy wręcz zdejmując namiot (przy tych większych). Trochę nas to stresowało, ale udało się w miarę wszystko ogarnąć.

Nie mogło zabraknąć małych rozrabiaków, hussarowych maskotek - Barloga i Majuta. Zajęli kilka dolnych półek na swoje małe arcydzieła z klocków ;) 

Tzw. vendorzy nie zawiedli, ba, jeśli chodzi o wyciągacze pieniędzy to było chyba lepiej niż rok temu.

W piedestałach można było wybierać - były na dwóch czy trzech stoiskach, w różnych kształtach i kolorach.

Mateusz i jego kram, czyli stoisko lootpile.eu. Nie jest tajemnicą że to kolega ;) ale i bez znajomości, uczciwie, kupiłem kilka syntetycznych pędzelków.

Z podstawek wybrałem kilka z tych bardziej kolorowych, o wymyślnych kształtach. Może kiedyś się przydadzą.

Jak zwykle nie zawiodła Valhalla, stały partner Hussara. Dostałem "syndromu osiołka" i ostatecznie nic nie kupiłem :( ale za to pogaworzyłem z Pawłem, który zresztą drugiego dnia imprezy poratował mnie zbędnym kartonowym pudełkiem (dzięki!).

Kiedy już wszystkie prace wylądowały w gablotach i odbyły się pierwsze pokazy, uczestnicy zajęli się okupacją bufetu...

... a sędziowie wzięli się do pracy. No i tu miałem najwięcej tzw. momentów "a-ha!" i "wtf". Otóż potwierdziło się to co mi Bohun powiedział rok temu - w gablotach widać połowę tego co na figurce, a czasami wręcz jedną trzecią. Przykładowa sytuacja:
Popiersie autorstwa Kiryła "Yellow One" Kanajewa, zdobywcy Grand Prix i złotej Hussaretki w kategorii Popiersie. Pierwszy wgląd, Sławol (trochę tryumfalnie) "HA! Nie rozjaśnił słuchawek!". 
Ja - biorę popiersie do łapy, wsadzam pod lampę... "no nie, rozjaśnił. Popatrz pod lampą". 
Sławol po chwili "kurwa faktycznie".
Autentycznie, sam byłem w szoku jak wiele rzeczy umyka w gablotach, kiedy nie ma możliwości obrócenia figurki i dokładnego obejrzenia jej z różnych kątów, pod mocną lampą. 

Najcięższym zadaniem sędziów jest jednak wybranie tych najlepszych. Nie oszukujmy się, z roku na rok poziom prac na Hussarze podnosi się, i będzie coraz trudniej wybierać tę "naj" z danej kategorii, bo oprócz samych aspektów technicznych, np. gładkość przejść czy równe linie - trzeba też wziąć pod uwagę klimat pracy czy styl malowania. Kolejny przykład - prace Ani i Karola w kategorii "Duże Fantasy". Dwie zupełnie inne prace, inny klimat, inny sposób oddania światła i cienia, różne - że tak powiem - zamiary przy malowaniu. Dochodzi do tego że nie szuka się dobrych stron danej pracy, tylko stawia je obok siebie i zadaje pytanie "kto zrobił jakiś fuck-up". Nie wiem w końcu co zdecydowało o pierwszym miejscu dla Ani, wiem tyle że po jakichś 20-30 minutach dyskusji sędziowie stwierdzili "dobra, oceńmy inne kategorie a do tego jeszcze wrócimy"...

Jak zawsze największą frajdę dała mi możliwość obejrzenia na żywo i z bliska prac znanych z internetu. W tym roku dodatkowo mogłem posłuchać co o nich myślą sędziowie i na co zwracają uwagę.
Żeby było jasne - nie miałem głosu w samym ocenianiu, miałem tylko przywilej przyglądania się i przysłuchiwania, w paru momentach nawet mogłem wtrącić jakąś uwagę, ale ogólnie starałem się nie przeszkadzać.

Z racji zaoferowania noclegu paru osobom (ha! i to JAKIM osobom! C'tan, Loler, Karol R... No i starzy znajomi: Mateusz Sztrąf, Kuba z Raspberry Imagination. Doborowa ekipa) musiałem na chwilę opuścić sędziowanie żeby zająć się logistyką, czyli przewiezieniem rzeczy do mnie do lokum. Kiedy wróciliśmy na Rakowiec, okazało się że sędziowie już polegli i udali się na spoczynek, a reszta udała się na integrację do pracowni Frosta. Po dotarciu na miejsce okazało się że impreza jest na większym wypasie niż przyzwoitość pozwala :D

Te miny mówią same za siebie :) A i tak musiałem zrobić spory odsiew zdjęć... Co zdarzyło się u Frostów, zostaje u Frostów :)

Nasz gospodarz Frost. Oaza cierpliwości, zwłaszcza podobała mi się jego twarz pokerzysty kiedy usłyszał że ktoś wyjmuje pomalowane figurki z gablotki... A mógł zabić ;)

Nasza gospodyni Marta. Dzielnie nie dała zrobić z pracowni obory :D Dzięki Wam obojgu, stokrotne!

Rozmawiano po polsku, angielsku, a także po niemiecku i rosyjsku. No i po c'tanowemu (takie narzecze suahili).

Skromnie biureczko Frosta do malowania figurków. Dopasowane rozmiarami do właściciela ;)

"Się gra się ma, Gocław wu-wu-a!"
Wielki fan Hussara, Michael Bartels, mastermind Painting Buddha. W tym roku sponsorował także nagrodę specjalną. Poza tym fantastyczny koleś i dusza towarzystwa :)

Yellow One. Światowa czołówka. Rok temu niewiele na Hussarze wygrał, ale prawdziwego mistrza poznaje się po tym że więcej razy mu się nie udało niż nowicjusz nawet by próbował. Facet podszedł ambitnie i w tym roku wygrał Grand Prix. I zasłużenie!
INTERNATIONAL BEARD MAFIA!

Miłą niespodzianką było pojawienie się Ringil, kolejnej osoby której prace podziwiałem dotychczas tylko na internecie. Oczywiście postanowiłem sobie cyknąć z nią pamiątkową focię... zaraz przykleił się Zulus, no ale ok, niech będzie...

...jednak u Frostów tak to już było, że nie dało się ani na chwilę być samemu czy w ograniczonym gronie :D

Po imprezie wyruszyliśmy w stronę noclegowni, czyli mojego mieszkania. Nawet nie było późno, ale towarzystwo miało konkretnie w czubach, i momentami czułem się jakbym z Camelsonem pełnił rolę psów pasterskich zaganiających mocno nawalone owce żeby się nie pogubiły :D Jakimś cudem udało się wsiąść do jednego tramwaju, a tu następna przygoda: pakuje się banda wstawionych studenciaków skandując "piwo, wóda, po-li-buda!". Oczywiście nasze "owieczki" w mig podchwyciły... było ciekawie :D
Jakoś udało się dotrzeć na miejsce, "owieczkom" skończyły się baterie i zaczęły padać... i tu miałem kolejny bonus - z Karolem Rudykiem i Kubą z Raspberry Imagination (znajomym z imprez malarskich w Toruniu) zasiedliśmy do jeszcze jednej flaszki, przy której Karol zaczął nam opowiadać o tym jak zaczął malować, zarabiać pierwsze pieniądze na malowaniu, łapać pierwsze kontakty za granicą... powieść się snuła, wódka była dobrze zmrożona i wchodziła jak trzeba, wątki się mieszały, trochę prywatnych opowieści się pojawiło... ogólnie było zajebiście. Gadaliśmy chyba do 3 w nocy.
Rano - pobudka i pakowanko. Przy okazji to ostatnie zdjęcie tej wersji mojego mieszkania - zaraz po Hussarze wziąłem się za remont, teraz ten pokój wygląda zupełnie inaczej ;)

Humory - jak widać - dopisywały ;) (Loler jakiś trochę wczorajszy, ale po śniadaniu w pobliskim bistro jemu też się poprawiło).

Pamiętajcie dzieci, jeśli chcecie wygrywać Hussaretki, nie zapomnijcie o kanapkach! (C'tanowa checklista)

Na miejscu powoli zbierali się ludzie. Był czas na ostatnie rozmowy...

... ostatnie fotki...

... soczek też się przydawał... ;)

Wśród atrakcji drugiego dnia był m. in. quiz wiedzy o Hussarze i jego uczestnikach, prowadzony przez Camelsona i Lana.
Figurki z konkursu speed-paintingu.

Jeszcze przed ogłoszeniem wyników konkursu musiałem wrócić do pracy - odbierać kwity, odnajdywać prace i oddawać je właścicielom. Nawet sporo biegania miałem, ale nie żałuję.

Oczekiwanie na wyniki.

Człowiek, bez którego nie było by tej imprezy: Janusz. Mimo przeziębienia i zmęczenia wytrwał na posterunku do końca. Szacun i podziękowania!

Unsung Heroes całej imprezy, czyli ekipa pomagająco-dokumentująca.

Panowała atmosfera - tradycyjnie już - rodzinna :)

Yellow One po odebraniu Grand Prix. 

Wszyscy nagrodzeni i wyróżnieni (i Sławol, ale on to się wkręcił na krzywy ryj :P ). Dziękuję Wam wszystkim za inspirację, to dzięki Wam ten konkurs jest właśnie taki!

... i po imprezie. Pozostało posprzątać. Smutno.

Podsumowanie

Jak wspomniałem na wstępie - impreza była dwudniowa. Z jednej strony pozwoliło to na więcej wydarzeń, pokazów, rozmów oraz - co ważniejsze - było więcej czasu na ocenianie prac (serio, dopiero teraz miałem okazję zaobserwować ile przy tym jest roboty...). Z drugiej strony jednak wiele osób nie było zachwyconych tym formatem: nie każdy mógł sobie w Warszawie załatwić nocleg, nie każdy też mógł sobie pozwolić na dwa dni poza domem. Dwa dni imprezy spowodowały też większą cenę wejściówki. Niby 25 zł to nie fortuna, ale wiadomo że wszyscy mamy budżety napięte i te 10 zł (rok temu za wejście było 15 zł) na pewno chętniej by się wydało na farbki, podstawki czy figurki na samej imprezie. Parę osób kręciło nosem.
Pech chciał, że w tym roku Hussar wypadł tuż obok dwóch dużych, prestiżowych imprez: Scale Model Challenge oraz Warhammer Fest. No niestety, nie jesteśmy jeszcze w stanie konkurować z takim kalibrem, stąd w tym roku ilość gości zza granicy była ograniczona. Ogólnie jakoś odniosłem wrażenie że ludzi było mniej (choć ilość prac porównywalna z rokiem poprzednim), chyba było to wypadkową wszystkich trzech przyczyn: dwóch dni, ceny i innych imprez.
Gablot w tym roku było więcej niż trzeba, dlatego niektóre świeciły pustką, jednak tego się nie przewidzi - mogło się zdarzyć, że gdyby gablot było mniej, to prac byłoby więcej i znów byłby tłok. Od przybytku, jak powiadają, głowa nie boli.
Duuuużym plusem było zrobienie dodatkowej kategorii - Popiersia. Widać że organizatorzy jednak słuchają głosu ludu ;) Niby zgłoszonych prac starczyło na jedną tylko półkę, ale jak już ta kategoria jest, to na pewno z czasem się rozrośnie. Wiem że już zawiązało się następne lobby - figurek 15 mm i mniejszych... może kiedyś i to się uda wydzielić w osobną kategorię ;) Jedyne co można zrobić to zalać Hussara 2015 takimi pracami :D

Minął już ponad miesiąc, więc nie pamiętam dokładnie wszystkich swoich wrażeń i przemyśleń, wiem natomiast jedno: obejrzawszy Hussara od drugiej strony postanowiłem za rok - jeśli tylko będę miał możliwość - znów się wkręcić w ekipę, tylko że może trochę wcześniej, żeby jeszcze więcej pomóc. Bo roboty z taką imprezą jest od groma i ciut ciut. Jeśli impreza miałaby wrócić do formatu jednodniowego (a wiele osób by tak chciało), to trzeba by np. usprawnić pracę sędziów, czyli pozbawić ich jakichkolwiek dodatkowych zadań; w obecnej sytuacji oprócz sędziowania musieli także odpowiadać na pytania, robić (i wstępnie obrabiać) zdjęcia, przyjmować prace, szukać Janusza, załatwiać to czy tamto... Może gdyby były jeszcze ze 3-4 osoby do pomocy to szło by to sprawniej i zmęczenie byłoby mniejsze.

Tak czy inaczej - za rok będę na pewno. Nie dość że to u mnie w mieście, to jeszcze sama impreza, jak i towarzystwo - doborowe. Mam tylko cichą nadzieję że Hussar dalej się będzie rozrastał, bo potencjał jest, a i nasze krajowe malarstwo nadal należy do najlepszych na świecie więc warto je promować ;)

Dziękuję wszystkim, do zobaczenia za rok!

1 komentarz:

  1. Świetna relacja Matheo :)
    Czytałem z przyjemnością i wspominałem, chociaż mogłem być tylko w sobotę. Za rok postaram się przybyć ponownie.

    OdpowiedzUsuń