środa, 7 sierpnia 2013

Claymore 2013 - cz. 2

Po udanym czwartkowym wieczorze mieliśmy z bratem dzień odpoczynku, w ciągu którego rozkoszowaliśmy się prawdziwymi stekami i różnorodnym piwem. Długo by można wymieniać wszelkie możliwe marki i odmiany mojego ulubionego stouta. Darowałem sobie także fotografowanie każdej wypitej butelki, ale ta jedna stanowiła zbyt wielką pokusę - jak tylko odczytałem napisy na etykiecie od razu sięgnąłem po aparat ;)




No dobra, do rzeczy.


Po przejażdżce dwoma autobusami stanęliśmy przed Edinburgh College gdzie odbywał się Claymore.

Zaraz za wejściem zaczynał się tłok - typowy wargamerski przekrój klas i pokoleń.

Pierwsza sala - ta lepiej oświetlona ;) Na środku stoły z grami, pod ścianami - stanowiska sprzedawców.

Po drodze z jednej sali do drugiej było Bring&Buy, czyli coś w rodzaju giełdy. Bardzo fajna rzecz, choć niebezpieczna dla portfela, bo tu same "okazje"...

Druga sala. Układ taki sam jak w pierwszej.


GRY

Na takim konwencie można obejrzeć całe spektrum gier - od wypaśnych, wielkoformatowych stołów z dopracowanym terenem i masą dobrze pomalowanych figurek (z reguły to kluby wargamowe robią takie pokazówki, na zasadzie "jak już gramy to w ten sposób") po uproszczone, minimalne stoliki na intro-gaming.

Z początku myślałem że to Normandia, ale okazało się że to kolejny system z rodziny tzw. Victorian Sci-Fi, czyli steampunk. Niespecjalnie mnie to intryguje.

 W opinii wielu osób to było najlepsza "participation game" na całym Claymore. Trudno się nie zgodzić - nie dość że modele ładne, to jeszcze cała ta otoczka! Każdy kto wziął udział w grze dostawał opaskę kamikaze na głowę. No i te duperele na pierwszym planie - portret Hirohito, kwiaty wiśni... no mistrzostwo :D
Teren Kallistry w akcji.

Ten klub (League of Augsburg, dwie powyższe fotki) znam już z moich poprzednich wizyt na konwencie Carronade w Falkirk. Niektórzy śmieją się, że ten sam teren brał już udział w bitwach od Cezara po Napoleona, ale mi i tak się zawsze ich stoły podobają. Sam chciałbym na czymś takim zagrać...

Nawet nie patrząc na tabliczkę od razu wiedziałem co to za bitwa - szarża Lekkiej Brygady pod Balaklavą :)

To chyba było Very British Civil War - gra osadzona w fikcyjnym świecie lat 30-tych, gdzie w Wielkiej Brytanii wybucha wojna domowa pomiędzy najróżniejszymi frakcjami: anarchistami, rojalistami, faszystami, gangsterami... Niby bzdura, ale dość popularna wśród wyspiarzy.

Kolejny temat popularny w UK - wojny w koloniach. Oj mają sentyment herbaciarze, mają...

Nie wszystkie stoły miały tak wypaśny teren jak League of Augsburg. Powyższe fotki najlepiej to ilustrują. Najważniejsze jednak że ludzie dobrze się bawili :) (ale o co chodziło na tym stole ze strzępkami waty to do dziś nie mam pojęcia...)

 Typowy intro-gaming - w tym przypadku bodajże Saga.

 Trochę dziwny stół do Warmachine, zapewne podyktowany scenariuszem.

Lwy jakieś, gladiatorzy, labirynty... taa...

Jakieś kosmiczne przepychanki, nie byłem w stanie zgadnąć czy to Battlefleet Gothic, czy jakieś inne Firestorm Armada (a może Full Thrust?).

Tu chciałbym coś pokazać zwolennikom tezy, że GW robi najlepsze, najpopularniejsze i najbardziej grywalne systemy do wargamesów. Otóż poniżej zamieszczam fotki jedynych dwóch gier ze stajni GW, które udało mi się zaobserwować na cały konwencie. Żeby było ciekawiej - obie te gry nie są już produkowane przez GW. 
 
 Space Hulk
Blood Bowl

SPRZEDAWCY

Było ich tylu że nie sposób wszystkich wyliczyć. Oprócz producentów figurek czy terenów wystawiały się też sklepy. Kilka fotek poglądowych.
Nie mogło zabraknąć nowości, a więc i anglojęzycznej wersji Ogniem i Mieczem.

Warlord Games to już prawdziwy potentat. Oby tylko nie poszli w ślady matczynej firmy...


Stoisko Warbases, jedyne któremu w końcu uległem ;) (o tym poniżej)

Gotowe tereny. Ech... Może następnym razem.

Tu powiedziałem do brata "stary, omijamy szerokim łukiem". No mam słabość do figurek braci Perry, nic na to nie poradzę... ;)

Kupić można było wszystko - flagi z dowolnego okresu, a nawet kalkomanie na tarcze...

... no i oczywiście podstawy: zasady, zestawy scenariuszy, magazyny...

Bardzo mi się podoba uwaga jaką sprzedawcy przywiązują do odpowiedniej prezentacji swoich towarów. Niektóre stoiska robiły naprawdę duże wrażenie, a sam widok pomalowanych czy nawet zapodkładowanych figurek już powodował swędzenie portfela... ;)

Ogólnie Claymore uznano za udany, choć tu i ówdzie pojawiały się głosy rozczarowania jeśli chodzi o Bring&Buy. Faktycznie, mało rzeczy tam ścinało z nóg - głównie widziałem plastiki 1/72 oraz wyprzedaże na pół pomalowanych figurek do Warhammera 40K. Jakoś na Carronade wydawało mi się ciekawiej.
Skoro już o Bring&Buy mowa - stanowisko obsługiwali m. in. moi znajomi z czwartkowego wieczoru - Bartek i Michael ;)

Po dwóch czy trzech godzinach łażenia po konwencie postanowiliśmy się ewakuować. Po szybkiej konsultacji z "ekipą", czyli tymi ze znajomych którzy - jako członkowie SESWC - nie byli zajęci obsługą imprezy, wyruszyliśmy w stronę pubu "Barony". Tam sobie popiliśmy, pogadaliśmy, znów popiliśmy, powygłupialiśmy się, popiliśmy... (serio, panowie mają jakieś szaleńcze tempo).

Na godzinie 6 - mój brat, następnie (zgodnie z ruchem wskazówek): Dougie Trail, świetny malarz figurek i gracz w rugby, ale dynks straszny (słynie z zostawiania pudeł z figurkami w nocnych klubach); NN (nie znam gościa, wiem tylko że zamiast piwa pił cydr); Angus Konstam, dusza towarzystwa i autor paru Ospreyów oraz innych książek, historyk i marynista; no i Chris, sympatyczna i radosna mieszanka Irlandczyka, Anglika i kogoś tam jeszcze (dobrze że nie szczeka ;) ).

Tłumacząc się porannym wstawaniem na samolot z Glasgow wymiksowaliśmy się akurat w momencie jak wszyscy (ze mną włącznie) zaczynali już bełkotać.

Pozostaje mieć nadzieję że to nie ostatni Claymore w moim życiu :)

ZDOBYCZE

Jak wspominałem przed wyjazdem - finanse kuleją, więc szaleństw nie było. Korzystając z tego że impreza odbywała się w UK, czyli kolebce Warhammera, na Bring&Buy wyostrzyłem wzrok w poszukiwaniu jakichś archiwaliów - i znalazłem.
 Za cenę 3 funtów nabyłem komplecik w całkiem znośnym stanie: zasady, bestiariusz oraz zastępczą listę armii (wydaną przed kodeksami, tak żeby ludzie mieli czym grać) do 2 edycji Warhammera 40K.

Oprócz tego skusiłem się na domki od Warbases:

Ogólnie poprosiłem pana na stoisku najpierw o arkusz do pokrycia dachów, a potem nonszalancko rzuciłem "i proszę dołożyć po jednej sztuce wszystkiego co stoi na tej półce" ;) Chodziło o domku w stylu śródziemnomorskim, dobre zarówno do napoleońskiej Hiszpanii, jak i (co ważniejsze) do XVI-wiecznych Włoch. Ostrzyłem sobie zęby na te domki od kiedy James Roach napisał o nich na swoim blogu (tutaj). No i teraz je mam. Jak już się za nie wezmę to nie omieszkam skrobnąć małej recenzji.

 Cztery domki plus dodatkowy balkon do jednego z nich.

 Fornir do pokrycia dachów jest cienki jak tektura, ale bardzo dokładnie wycięty.
Pierwszy od góry pasek to zwieńczenie do dachów dwuspadowych.

Ot i to chyba wszystko :) Do następnego.

4 komentarze:

  1. No to jest relacja :) Poprzednia mnie troszkę mniej zainteresowała ale jak patrze na te zdjęcia to zazdroszczę i żałuje, że mnie tam nie było :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprzednia to taka w sumie rozgrzewka, chodziło o pokazanie jak wygląda porządny klub wargame'owy dla dorosłych ;) Początkowo chciałem napisać jednego posta, ale ciężko by się takiego tasiemca czytało.

      Usuń
  2. Bardzo solidny raport! Obie części czytało mi się wyjątkowo przyjemnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. He, he... Fajna relacja. Akurat uwieczniłeś naszą rozmowę z Michaelem o przydatności wielkiego brzucha podczas podchodzenia do stoiska Bring & Buy. Po prostu zajmujesz większą przestrzeń i dzięki temu masz okazję do lepszych okazji ;)

    OdpowiedzUsuń