niedziela, 22 grudnia 2013

Mniej paints, więcej WA(o)R

To był dziwny okres. Ciężki, przygniatający wręcz, zarówno fizycznie jak i psychicznie.

Najpierw spadły zlecenia na dodatkową robotę z mojej firmy. Jako żem dojrzałą mężczyzną która zawsze na uwadze ma dobro rodziny, wskoczyłem w nie jak pijana nastolatka w orgię na imprezie, bo wiadomo wszem i wobec że pieniędzy nigdy za dużo. Wkrótce okazało się że po normalnej pracy, zabawie z synkiem i dodatkowych paru godzinach pracy w domu nie bardzo mam siłę i chęć na malowanie. Postanowiłem więc (z ciężkim sercem) odłożyć sprawy farbiano-figurkowe do czasu zakończenia zleceń. Wkrótce pojawił się dodatkowy czynnik...

Już od jakiegoś czasu było wiadomo, że z dniem 18-tym grudnia b.r. zostaną zamknięte ostatnie serwery gry Warhammer: Age of Reckoning, znanej powszechnie jako Warhammer Online. Była to moja pierwsza, i jak na razie jedyna, gra mmo. Jako wielbiciel świata Warhammera kupiłem wersję kolekcjonerską i grałem od bety w 2008 r. Zacząłem z kilkoma znajomymi od figurek, z czasem przeszedłem do większej gildii "z ambicjami", potem zaczęły się przenosiny z serwera na serwer, zmiany gildii... miałem kilka przerw po 2-3 miesiące, a od połowy 2012 roku praktycznie przestałem grać w ogóle. Jednak przez cały ten czas, gdzieś tam zawsze była możliwość ponownej aktywacji konta, zawsze gdzieś ten świat czekał. I oto okazało się, że za chwilę go nie będzie.



Więc zajrzałem sobie na ostatni europejski serwer, korzystając z darmowych 2 tygodni dla powracających graczy. I tak zaglądałem co drugi, trzeci dzień. Z mojej ostatniej gildii zostało niewiele, praktycznie nikt nie grał. Z dawnych sojuszników i wrogów też niewiele się ostało. Ale coś się działo, można było podłączyć się pod branie zamków czy okazjonalne naparzanie z destro po japach. Dwa tygodnie minęły. Nie byłem przekonany co do płacenia za dalszą grę, więc na moment przestałem o tym myśleć, ale wtedy następna wieść: w związku z bliskim zamknięciem gra przeszła w tryb free to play. No trudno było znaleźć argumenty żeby nie wbić na serwer na godzinkę po skończonej pracy.

Paradoksalnie im bliżej było końca, tym bardziej chciało mi się grać. W przeciągu kilku dni zyskałem nowych znajomych wrogów i sojuszników, rozpoznawałem nicki postaci i nazwy gildii. Jednocześnie narastało we mnie przekonanie i strach, że nie zdążę... Nie zdążę odwiedzić wszystkich miejsc, porobić wystarczającej ilości screenshotów, zajść za skórę wystarczającej ilości destro czy wyrównać wszystkich porachunków.

Bo trzeba Wam wiedzieć, że świat tej gry w pełni odpowiadał światowi Warhammera jaki znamy z gier figurkowych i fabularnych. Jego bogactwo ciężko było ocenić. Było tyle miejsc, ukrytych ciekawostek, historii i klimatu że niejedna saga fantasy miałaby problemy żeby temu dorównać. Lokacje były niesamowicie dopracowane i klimatyczne. Niektóre questy opowiadały historie godne oddzielnej książki. Choć można było się czepiać (dla zaznajomionych z kanonem Warhammera: Teclis wyglądał jak zwykły mag i nawet nie figurował w spisie "ważnych osobistości"...), całościowo w stworzenie świata gry włożono niesamowitą ilość pracy i kreatywności.

Mógłbym jeszcze długo pisać... ale nie ma sensu. Nie jestem w stanie oddać wszystkich uczuć i opisać wszystkich wspomnień związanych z tą grą, ani nawet wymienić wszystkich graczy którzy uczynili ja niepowtarzalnym przeżyciem. Wszystkich screenshotów też nie wkleję, bo mam ich 1125. Dlatego wstawię tylko kilka, żeby nie było że sam tekst bez obrazków...
Moja pierwsza postać, jeszcze na serwerze Finuval Plain.

Elfia obrona krasnoludzkiego zamku :)

Gildia Inquisitors na serwerze Eltharion (nie mylić z INQUISITORS z Karak-Azgal). Chwila odpoczynku po ciężkiej obronie fortecy w Reiklandzie...

Zdobywanie fortecy Fell Landing. Choć to konkretnie było kolejnym, pierwsze historycznie (na serwerach europejskich) wyglądało podobnie ;)

Wspólne zdjęcie z Vrugarem, moim pierwszym ulubionym wrogiem, z którym stoczyłem dziesiątki pojedynków.

Luranni, ostatnia znajoma postać z czasów Elthariona, która dotrwała do końca gry.


Dragonwake - kraina w której spędziłem najwięcej czasu polując na destro (lub dostając od tegoż destro łomot).

Martyr's Square w Praag, parę minut przed wyłączeniem serwerów...


19 grudnia 2013, kilka minut po północy, zostały wyłączone ostatnie serwery W:AoR: Karak Norn w Europie i Badlands w USA.


Trudno przekazać mi wszystko to co bym chciał, tym bardziej że godzina późna i mózg już pracuje na zwolnionych obrotach. Chyba nie jest możliwe żebym kiedykolwiek umiał ubrać w słowa wszystkie przemyślenia i emocje związane ze wspomnieniami z tej gry. Niemniej chciałem o tym wspomnieć, poniekąd wyjaśniając brak aktywności na blogu przez ostatnie miesiące.

Od nowego, 2014 roku wracam do figurek i malowania, tym bardziej że pojawiły się nowe zabawki więc będzie o czym pisać ;) Stay tuned.

/salute

Cassathiel mówi "papa" :(

4 komentarze:

  1. Oj mi też się łezka w oku kręci, questy, PVP, ten klimat :) Stałem głównie po stronie niezwyciężonego Waaagh, Torgoh Urwibroda z DaWMord. Gra miała mega potencjał ale brak sprawnego supportu zaważył na tym, że była niedoceniona. Dla mnie najlepszy PVP, Land of The Dead niszczyło klimatycznością. Może gdzieś kiedyś Warhammer wróci, takie mam życzenie dla Nas na święta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, Da W Mord. Parę razy mnie zzergowaliście :P

      Usuń
  2. W temacie pracy to mam identycznie... Od miesiaca ciagne projekt siedzac dzien w dzien plus wieczory i weekendy.... Ale wvzorraj o 23 zakonczylem... Teraz urlop i wracam do malowania ;)

    Pozdro ziom!

    P.S.
    7 8 9 stycznia bede w wawie na szkoleniu, Wołoska

    OdpowiedzUsuń