środa, 31 lipca 2013

Rocky road to Scotland

Prawie się nie udało - nagłe podupadnięcie zdrowotne prawie przekreśliło moje plany wyjazdowe, ale opanowałem sytuację i jednak jadę! A raczej lecę ;)
Celem jest Edynburg. Odwiedzam tam mojego brata (bo on jest za leniwy żeby przyjechać do Polski), i zgodnie z naszą tradycją odwiedzimy konwent wargame'owy. Do tej pory był to Carronade w Falkirk, tym razem jednak zobaczę Claymore - największy i najbardziej prestiżowy "show" w Szkocji. Nie muszę dodawać że popiskuję z radości jak mała dziewczynka na widok Hello Kitty. Zastanawiam się czy nie podwoić zapasu baterii do aparatu, bo może być ciekawie ;) Spodziewajcie się więc obszernej relacji jakoś w przyszłym tygodniu.

Niestety nie planuję jakichś wyjątkowych zakupów - z dwóch powodów. Po pierwsze - znów prześladują mnie kłopoty z budżetem. Po drugie... cóż, większość tego co tam będzie na stoiskach można spokojnie zamówić przez net. Oczywiście, wiadomo że trzeba dorzucić za przesyłkę i czasem kupuje się kota w worku, ale jeśli ktoś wie czego chce i gdzie tego szukać (np. w sklepach z progiem bezpłatnej przesyłki) to nie stanowi to większego problemu. Największym zagrożeniem będzie natomiast "bring & buy", czyli targowisko rzeczy używanych/z drugiej ręki. Oj, tam to mogą się cuda trafić - na Carronade wszak ułowiłem nowiutką, nieużywaną podstawkę do 2 edycji Warhammera za 5 funtów. Aż boję się myśleć co będzie na Claymore... Będzie to dla mnie prawdziwy test silnej woli.
Dodatkowym bonusem będzie możliwość poznania Bartka, autora bloga Asienieboje. Liczyłem również na spotkanie i wychylenie szklanicy lub pięciu z Kadrinazim, ale ten niestety na Claymore się nie pojawi z powodów "życia" :(

Przy okazji zdradzę nieco planów malarskich na najbliższy czas. Otóż po dwóch dniach walki z niemożliwie zasyfionym aerografem, który musiałem wymoczyć w zmywaczu Wamodu i porządnie wyszorować, udało mi się w końcu zapodkładować kolejne figurki.
Tak przy okazji - na spotkaniach w Toruniu i Radomiu przewinął się temat pre-shadingu, czyli wstępnego nanoszenia świateł i cieni na etapie podkładowania. Część osób tak robi, część nie - ponieważ uznają to za stratę czasu; wszak i tak wszystko zniknie pod farbą, a jeśli ktoś chce sobie pomóc w nanoszeniu cieni, to może sfotografować po prostu figurkę. Ja osobiście lubię robić taki pre-shading z dwóch powodów: primo - jakoś wyraźniej widzę światła i cienie na matowym podkładzie niż na gołym metalu (zwłaszcza po wypolerowaniu, jak to ostatnio mam w zwyczaju), secundo - lubię malować na jasnym (białym lub szarym) podkładzie, ale szlag mnie trafia jak zostają takie zakamarki w które trudno wepchnąć pędzel i świecą mi potem na figurce; już lepiej żeby tam było czarno. Dlatego najpierw całą figurkę podkładuję solidnie czarnym, a potem pod kątem ok. 45° od góry rozpylam szary (lub rzadziej biały) podkład. Dodatkowo tworzy mi się wtedy ładny pseudo-zenital. Figurka następnie jest fotografowana z kilku stron i te zdjęcia (wciąż na aparacie) służą mi jako ściągawka w trakcie malowania.

Teraz trochę o samych figurkach:

Nieprodukowany już model Knight of Spirit z gry Void. Ciekawa wczesna rzeźba Kevina White'a, widać już mistrzowską rękę jeśli chodzi o dopracowanie gładkości krzywizn i ogólnego charakteru, ale jednocześnie wciąż czuć wczesną "wargame'ową" manierę (np. przerośnięte dłonie i ogólnie lekkie zawirowanie jeśli chodzi o proporcje). Będę próbował pomalować tą figurkę w stylu Ángela Giráldeza, bo choć nie ma ona związku z grą Infinity, to jakoś tak pasuje mi do niej klimatem (np. wyglądem pancerza). Giráldez zazwyczaj stosuje technikę NMM, więc będzie to dodatkowe ciekawe doświadczenie (zwłaszcza w świetle moich ostatnich bojów z metalikami). Dodatkowo mam zamiar zrobić artykuł krok-po-kroku z tego projektu ;)

Mae'viir ze stajni Guild of Harmony. Mała półnaga ślicznotka, której malowanie "fabryczne" przyprawiło mnie o zawrót głowy, głównie gładkością przejść. Zresztą sami zobaczcie tutaj. Mam pomysł na niestandardowe - czyli odbiegające od mrocznoelfiego schematu - malowanie. Do tego będzie podstawka sceniczna. Obawiam się że skończenie tego modelu może zająć dużo czasu, jako że będę go robił w przerwach między bieżącymi zleceniami. A skoro już o zleceniach mowa...

Lokhir Fellheart. Zaskakująco fajna figurka jak na GW, naprawdę przekonałem się do niej już na etapie sklejania i polerowania. Nie ma zbyt wielu dyndających głupot, fajna poza... będzie zabawa. Zwłaszcza maska będzie wyzwaniem, bo to znów cieniowanie metalików, ale jestem dobrej myśli.

No i największy model z całej czwórki -Fire of Salvation, kolejny warjack Protektoratu Menoth. Ten pan także będzie bohaterem krok-po-kroku, i to prawdopodobnie dwuczęściowego ;)

To wszystko, za kilka godzin pobudka i jazda na lotnisko :D A w przyszłym tygodniu relacja z Claymore.




2 komentarze:

  1. Udanego wyjazdu (zazdroszczę!) i czekam na fotorelacje!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja może będę za rok - jak sobie wezmę na ten czas urlop - z jakimś pokazem OiM (czy raczej BFaS).

    OdpowiedzUsuń