środa, 11 kwietnia 2012

Gryfy pasione są GMO!

Patrzcie co karma modyfikowana genetycznie robi z poczciwych zwierzątek zwanych gryfami!
Po sklejeniu tego bydlęcia nie mogłem się powstrzymać przed zrobieniem kilku fotek. Z piersi nowego imperialnego gryfa sterczy patyczek do szaszłyków, który znacznie ułatwia operowanie modelem w trakcie malowania (docelowo go oczywiście nie będzie). To małe jest elfickim gryfem z 4/5 edycji, oryginalnie służącym jako wierzchowiec bohaterowi imieniem Eltharion.
Komentarz chyba zbędny.




niedziela, 8 kwietnia 2012

Through the ashes of the Empire...

No i stało się - Imperium doczekało się wznowienia w ramach 8 edycji WHFB.
O popularności armii świadczyć może fakt, że po przybyciu do sklepu godzinę po otwarciu udało mi się kupić przedostatni egzemplarz księgi armii. Nieźle. Zakupiłem także nowy model bohatera na gryfie (podoba mi się figurka Karla Franza, a resztę skleję i wrzucę na eBay) oraz kilka farbek z nowej serii Citadela, na spróbowanie.

Zacznę od farbek:
Citadel Base - czyli nowe wcielenie Foundation. Bez zarzutu. Przypuszczam że farbka po 2-3 tygodniach zmieni się w błotnistą maź, tak jak stare Foundation. Nie boli mnie to. Pozytywny jest natomiast powiększony wybór kolorów - ja nabyłem złoty, i powiem szczerze że chyba zainwestuję w inne metaliki, bo kryje naprawdę dobrze.
Citadel Texture - gęsta farba z piaskiem. Dosłownie. Nic specjalnego, choć niektóre projekty (zwłaszcza te masowe) może przyspieszyć.
Citadel Shade - nowe wcielenie poprzedniej serii Wash. Zgodzę się z zasłyszaną wcześniej opinią że ładniej pachnie :) Poza tym - jak to wash. Bez zarzutu.
Citadel Dry - niby farby do malowania suchym pędzlem. Jeszcze nie wypróbowałem, ale obawiam się (patrząc na teksturę) że po 3 tygodniach zaschnie na amen. Zobaczymy.

O modelu gryfa nie ma co dywagować - trzeba przyznać że duże plastikowe modele GW są naprawdę dobre jakościowo. Czy się komuś podobają estetycznie to już oddzielny temat... Tak czy inaczej model ma dużo dobrze odlanych części, sporo wariantów (można złożyć trzy oddzielne, kompletne figurki jeźdźców!) i jest imponujący jeśli chodzi o wielkość. Mam zamiar dość szybko go pomalować, by sprzedał się "na fali" reedycji armii Imperium.

No właśnie... Armia Imperium. Dzięki krążącym od dwóch tygodni plotkom i pogłoskom, byłem już przygotowany na najgorsze. Najgorsze nie nadeszło, ale parę moich obaw się sprawdziło:

Rycerstwo - do magazynu. Co z tego że tańsze punktowo, skoro nie dostało żadnych zasad specjalnych, a w dodatku nie może już używać magicznych sztandarów...

Lekka kawaleria - do magazynu. No chyba że ktoś ich używał z powodzeniem do tej pory - albowiem nic się nie zmieniło. Kosztują tyle samo, te same zasady co w poprzedniej edycji.

Artyleria - w większości na drzewo. Wszystkie machiny strzelająco-miotające są droższe, w dodatku mają zmienione zasady do tego stopnia, że nie warto ich wystawiać... No może poza zwykłą armatą (droższa o 20%, ale działa jak poprzednio) czy Helblasterem (droższy, ale ciekawszy jeśli chodzi o zasady wybuchania). Moździerz i rakietnica są śmiesznie słabe, w dodatku rakietnica ma nowe, komiczne zasady strzelania, czyniące z niej coś absurdalnie nieprzewidywalnego (żeby przynajmniej mocno biła... ale z siłą 3 to śmiech na sali jest).

State troops - tu ciekawie jest. Nowe zasady Detachmentu (że przejmuje od macierzystej jednostki wszelkie zasady typu Hatred, Stubborn itd. a dodatkowo modlitwy warpriestów i bonus "Hold the Line" bohaterów) powodują że wystawianie się bez nich jest po prostu głupotą. Myślę że to właśnie przez detachmenty wzrósł koszt punktowy tych jednostek. Poza tym bez zmian, co może nie jest takie złe...

"Special" - cóż... derpygryfy! Poza tym wychodzi na to że po specialach będzie można odróżnić graczy... bo jest tu właściwie wszystko. Kawaleria, artyleria i specjalna piechota (Greatswords i flagellanci). Wszystko droższe niż poprzednio. Odnoszę wrażenie że wszystkie te "bajery" nie będą wcale królowały na stołach turniejowych... State troopsy wychodzą o wiele bardziej opłacalnie.

"Rare" - śmiech na sali. Znerfione i droższe armaty obok tanich jak barszcz, zajebistych (powiedzmy) wózków czarodziejskich i znerfionego, nieprzewidywalnego niczym pump wagon Steam Tanka. Hasło "kupujcie nowe modele za kupę kasy" bije z tej kategorii silniej niż z całej reszty razem wziętej.

Bohaterowie - niewiele zmian. Ot, nowa zasada dla generałów i bohaterów ("Hold the line"), ułatwiająca utrzymanie pozycji przez oddziały do których są dołączeni. Grand Master praktycznie bez zmian, czarodzieje i inżynier też. Warprieści przeszli gruntowne zmiany w związku z dostosowaniem do nowej edycji - nie generują kostek, lecz channelują (zarówno powery jak i dispele), mają tylko trzy modlitwy które mogą rzucać tylko na siebie i swój oddział, ale za to modlitwy działają na cały oddział. No i Hatred. Ba, nawet nowy typ bohatera, czyli Witch Hunter (jakby Imperium miało mało bohaterów do wyboru...) ma buffa dla oddziału. Jeśli już o Witch Hunterze mowa - niby ma służyć do zabijania bohaterów przeciwnika, ale z dwoma atakami to on sobie może pobimbać nóżkami. No i jego fajna zasada że na wybranego przeciwnika ma Killing Blow nawet przy strzelaniu trochę blednie w obliczu informacji że jedyną bronią strzelecką jaką może mieć są... pistolety. "Ha-Haaa! Niech no tylko się zatrzyma w 12 calach ode mnie, jak mu strzelę 2 razy na 6-kach...". No ale za 50 punktów można go sobie wziąć. Tak dla klimatu.

Czy armia jako całość dostała nerfa? Nie, na pewno nie. Czy jest mocna? Oj, i to bardzo. Przypuszczam że Imperium może się stać absolutnym fotm-em, przynajmniej dopóki nie wyjdzie następny armybook. Czy Imperium jest "easymode"? Nie sądzę. W tej księdze zawarte są dość mocne kombosy, ale oprócz wstawienia ich w listę trzeba będzie jeszcze odpowiednio je wykorzystać. Bądź co bądź nie ma tu jednostek typu wojownicy Khorne'a z halabardami czy Savage Ork Big'Uns. Jednak odpowiednio współgrając jednostkami, bohaterami i czarami/modlitwami można z Imperium zrobić maszynkę do mielenia mięsa.

Najsmutniejsze dla mnie jest to że księga nie wywołała we mnie specjalnych emocji, ani pozytywnych, ani negatywnych, z dwoma wyjątkami (o tym na końcu). Częściowo to z pewnością zasługa krążących wcześniej pogłosek. Czy zagram tą armią? Chętnie. Choćby po to by sprawdzić czy moje przypuszczenia co do mocnych i słabych stron armii były prawdziwe. Ba, nawet zacząłem się zastanawiać nad kupnem paru nowych modeli (jeśli uda mi się pchnąć tego gryfa za sensowne pieniądze), w tym - o zgrozo - derpygryfów. Przynajmniej są plastikowe.

Więc w czym problem?

Ano w tym że moje dzielne halflingi nie mają już nic do roboty. Krasnoludy wróciły do swoich kopalni, ogry poszły się schlać. Chorągwie skrzydlatych husarzy i czambuły konnych łuczników odjechały w kierunku Kislewu, nucąc swoje słynne bojowe pieśni. A War Wagon ostatecznie trafił do museum w Nuln.

Tak, wiem - stare jest stare, nowe też jest fajne, nie można w kółko marudzić, poza tym zawsze mogę zagrać w 3/4/5 edycję jeśli tak bardzo chcę. Ale z jakiegoś powodu nie ekscytuje mnie ta armia, nie mam już planów budowania umocnionego obozu z cywilami, taborami i ogniskami, konwertowania figurek do małych winietek ozdabiających pole bitwy czy wymyślania nazw i historii poszczególnych oddziałów. Gra w WHFB zmieniła się w beznamiętne obliczanie co się bardziej opłaca wystawić, z pełną świadomością tego że statystyki i zasady oddziałów zostały bezlitośnie poddane analizie rynkowej. I jestem w pełni świadom tego że patrzę na to z punktu widzenia kogoś kto armię zbiera około 10 lat, ma podejście kolekcjonerskie i bardziej bawi go widok pomalowanych człowieczków niż wygrana na punkty; dla kogoś kto grał wcześniej Imperium, nowa edycja z pewnością będzie interesująca i dająca wiele różnych możliwości. Ja się chyba po prostu wypaliłem jeśli chodzi o ekscytowanie się tą grą, a przemożny wpływ manewrów handlowo-marketingowych na wygląd, estetykę i klimat armii po prostu mnie zniechęca.

Tylko dwie rzeczy wywołały we mnie reakcję inną niż uniesienie brwi: pozytywną - nowe wcielenie Mariusa Leitdorfa, księcia Averlandu. W końcu doczekał się swoich specjalnych zasad i tabelki zachowania, w dodatku opisanej z humorem. To się panu Cruddace'owi udało.

No i negatywną: PIERDOLONY CLOWN NA OKŁADCE.

Dziękuję za uwagę.

wtorek, 3 kwietnia 2012

Problemy, problemy...

... a właściwie jeden: brak czasu!

W końcu udało mi się rozstawić moje pro-foto-studio i zrobić zdjęcia najświeższego dokonania: Golgfag Maneater. Kolejne "cudeńko" z serii FailcrapfuckingCastshit. Nie zrozumcie mnie źle - model może i fajny w założeniu, liczba czaszek dość skromna (tylko 4, wtf), za dużo niepotrzebnych nitów nie ma... ale jakość niestety fatalna. Dziura na dziurze, niedolewki, powierzchnie chropowate niczym tyłek starej zapuszczonej strzygi. W dodatku część niedoróbek wyszła dopiero po położeniu podkładu... masakra. Ta chropowata powierzchnia okazała się najbardziej upierdliwym mankamentem, jako że postanowiłem na tej figurce wypróbować kilka zaawansowanych technik malarskich, konkretnie wstępnego cieniowania aerografem i tonowania suchymi pigmentami.
Tak tak, niżej podpisany regularnie spędza chwilę przerwy w malowaniu czy pracy zarobkowej na przeglądaniu niezliczonych filmików na Youtube oraz artykułów na stronach takich jak coolminiornot czy chestofcolors. Dziś przy porannej kawie znalazłem np. stronę (ponoć dość znaną) massive voodoo - coś czuję że będzie to moja lektura przez najbliższe dni. Ogólnie chodzi o to że nigdy dość nauki i inspiracji. Nikt nie rodzi się z wbudowaną znajomością technik malowania człowieczków, to wszystko trzeba wypróbować i wypracować. Na prezentowanej poniżej figurce postanowiłem zastosować techniki podejrzane na filmiku Lesa Bursleya, znanego jako awesomepaintjob. Filmik jest dość długi, ale za to komentowany. Naprawdę warto podejrzeć. Polecam: http://www.youtube.com/watch?v=_PIFtCipLpA&list=UU0vYyCks8CDWZBHz-qtZhbA&feature=plcp

Ok, więc co poszło źle? Oprócz wspomnianej chropowatości powierzchni, która znacznie utrudnia stosowanie zarówno aerografu jak i pasteli, oraz standardowych dla failcasta ubytków, największym problemem był dla mnie brak odpowiednich chemikaliów, zwłaszcza matowego lakieru. Ten który zastosowałem - firmy Testors - stał u mnie jakieś 10 lat; nie wiem czy to ze starości, czy z mojej niewiedzy w obchodzeniu się z aerografem, jakkolwiek zamiast ładnej jednolicie matowej powierzchni na ludka naniosła się mleczna mgła, znacznie zmieniając kolory, a zwłaszcza fragmenty metaliczne. Na pewno muszę jeszcze nad tym popracować.
Oprócz tego spora mimo wszystko ilość detali dała o sobie znać pod koniec. Po prostu o niektórych... zapomniałem :( Dla przykłądu w trakcie obróbki zdjęć odkryłem że małe metalowe tarczki na skórzanej quasi-rękawicy na lewej łapie ogra jakoś mi... umknęły. Pomalowałem je na szybko już po zrobieniu zdjęć.Mam nadzieję że nic innego już mi nie umknęło, ale do kilku detali musiałem wracać w momencie kiedy już myślałem że mogę figurkę skleić i polakierować...
Ze względu na parę miejsc niedostępnych dla pędzla po sklejeniu, figurkę malowałem w trzech podzespołach: korpus z głową i uzbrojonymi rękami, płaszcz z masztem trofeów oraz blacha na brzuchu wraz z rogami i różnymi dyndającymi detalami.
Ilustracja na pudełku pokazuje dzielnego Golgfaga z jednokolorowym tatuażem w formie chińskiego... yyy... cathayskiego smoka. Postanowiłem pójść krok dalej w ramach ćwiczenia moich umiejętności freehandowych i zrobić smoka kolorowego, choć bez łap i skrzydeł i prostszego ze względu na brak owinięcia wokół ręki (jakoś ostatnio nie mam przekonania do malowania czegoś co nie będzie widoczne na skończonej figurce). Jak wyszedł - oceńcie sami:


Jak widać wciąż brakuje mi górnej lampy, stąd te paskudne cienie po bokach; równocześnie staram się dobrać najlepsze tło do prezentacji figurek, sam nie wiem czy ten szary jest lepszy od poprzedniego błękitu... a może lepiej jeszcze co innego? Gdybym robił fotki pod coolminiornot, najlepsze byłoby czarne tło z minimalnym oświetleniem... 8-ka gwarantowana! /sarcasm
Starałem się też zrobić zbliżenia cathayskiego tatuażu - niestety częściowo jest zasłonięty przez dyndające pierdółki.


Ogólnie próbowanie nowych technik dużo mi dało. Zarówno aerograf, jak i pigmenty na stałe zagoszczą w moim arsenale, choć oczywiście nie do wszystkiego się nadają. To jest jedna rzecz którą warto zapamiętać, a której nie nauczy się człowiek z żadnych jutubowych tutoriali: co czym i jak najlepiej malować.

Poza tym dziękować, wszyscy zdrowi. Na warsztat wjeżdżają trzy orkowe rydwany, mam nadzieję że czekający w kolejce Black Guards nie pobiją się z trzema warjackami Menothu (swoją drogą - ciekawe kto by wygrał? Gdybyśmy wszyscy - jako gracze - mieli nieco bardziej otwarte umysły na pojęcia "fantasy" czy "wargame", może i można by było sprawdzić... ale to już przemowa na inną okazję).

Na razie to tyle! W najbliższym czasie postaram się spełnić prośbę znajomego i ułożyć kompilację filmików i artykułów które mnie zaciekawiły/zainspirowały/nauczyły czegoś.

Aroha nui!

P.S. W niedługim czasie ma się ukazać księga armii Imperium do Warhammera, więc całkiem możliwe że następny wpis będzie przydługim narzekaniem na GW, graczy i moją własną naiwność :P