No i rok mija, a tu dalej cisza. Prawdę mówiac już parę razy miałem pomysł na posta z jakimś tematem, ale zanim się zabrałem za pisanie to pojawiało się coś innego i się rozpraszałem.
Generalnie moje aktywności figurkowo-wargameowo-influencersko-publicystyczne idą raczej w kierunku ograniczenia niż rozwoju. Powoli godzę się z kolejnymi porażkami na polu hobbystycznym, z tym że pewnych rzeczy nie osiągnę czy nie zrealizuję, i paradoksalnie zamiast popadać w coraz większy dół, czuję się dzięki temu bardziej swobodnie i trochę radośniejszy.
Podobnie jest na polu gier figurkowych. Plany formowania wielkich epickich armii którymi można zagrać w każdą grę pod słońcem, dokładnie zresearchowanych, koszernych i ładnie pomalowanych, odeszły już w niepamięć. W ogóle zauważyłem że bardzo dobija mnie perspektywa "muszę tych gości pomalować tylu i tylu żeby móc się w ogóle wystawić". Wolę sobie malować po jednej figurce, może z czasem zbierze się jakaś ilość danego rodzaju wojaka żeby można było mówić o oddziale, ale staram się nie mieć tego za motyw przewodni. Podobnie sprawa ma się z czymś co można nazwać armią - myśl o tym ile potrzebuję danych oddziałów żeby oddać jakąś określoną bądź domniemaną proporcję armii Antiocha III w bitwie pod Pannion to dla mnie natychmiastowy killjoy. Jestem świadom że nie każdy tak ma, całe pokolenia graczy historycznych na pewno się ze mną nie zgodzą - cóż, wychodzi na to że nie jestem graczem historycznym :D
Wyzwoliło mnie zdanie sobie sprawy z tego że mogę sobie pomalować kilku landsknechtów z pikami, i nie muszą oni do niczego służyć. Po prostu będę miał pomalowanych kilku landsknechtów z pikami i tyle.
Oczywiście, nie znaczy to że w ogóle nie mam zamiaru w nic grać - ale mój gust zmieniał się na przestrzeni lat tyle razy, że wiem już jedno: wchodzenie w jakąś konkretną grę, uniwersum, okres historyczny niestety działa na mnie zniechęcająco. Pozostaje mi jedynie zabawa w bonanzę typu "czerwoni na niebieskich". Oddział późnośredniowiecznych condottieri walczący z antycznym słoniem bojowym? Landsknechci odpierający szaleńczy atak celtyckich półnagich fanatyków z niebieską farbą na twarzach? Kusznicy za pawężami ostrzeliwujący nadciągający majestatycznie shieldwall wikingów?
Yes, please.
I jestem w pełni świadom że to jeden z tych nierealnych pomysłów, których nigdy się nie zrealizuje, bo do tego potrzeba ludzi z takim samym spojrzeniem na hobby. A praktycznie codziennie, przeglądając hobbystyczne grupy na fb, z każdym streamem, z każdym obejrzanym na youtube filmiku - utwierdzam się w przekonaniu że jestem w swoim światopoglądzie samotny jak palec.
nawet ten post w sumie nie służy niczemu innemu niż wylaniu z siebie tych przemyśleń, bo może kiedyś sobie do tego wrócę, przeczytam i się pośmieję. Albo z myślą że jednak miałem rację, albo też po raz kolejny przekonam się że tylko krowa nie zmienia poglądów ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz