wtorek, 3 kwietnia 2012

Problemy, problemy...

... a właściwie jeden: brak czasu!

W końcu udało mi się rozstawić moje pro-foto-studio i zrobić zdjęcia najświeższego dokonania: Golgfag Maneater. Kolejne "cudeńko" z serii FailcrapfuckingCastshit. Nie zrozumcie mnie źle - model może i fajny w założeniu, liczba czaszek dość skromna (tylko 4, wtf), za dużo niepotrzebnych nitów nie ma... ale jakość niestety fatalna. Dziura na dziurze, niedolewki, powierzchnie chropowate niczym tyłek starej zapuszczonej strzygi. W dodatku część niedoróbek wyszła dopiero po położeniu podkładu... masakra. Ta chropowata powierzchnia okazała się najbardziej upierdliwym mankamentem, jako że postanowiłem na tej figurce wypróbować kilka zaawansowanych technik malarskich, konkretnie wstępnego cieniowania aerografem i tonowania suchymi pigmentami.
Tak tak, niżej podpisany regularnie spędza chwilę przerwy w malowaniu czy pracy zarobkowej na przeglądaniu niezliczonych filmików na Youtube oraz artykułów na stronach takich jak coolminiornot czy chestofcolors. Dziś przy porannej kawie znalazłem np. stronę (ponoć dość znaną) massive voodoo - coś czuję że będzie to moja lektura przez najbliższe dni. Ogólnie chodzi o to że nigdy dość nauki i inspiracji. Nikt nie rodzi się z wbudowaną znajomością technik malowania człowieczków, to wszystko trzeba wypróbować i wypracować. Na prezentowanej poniżej figurce postanowiłem zastosować techniki podejrzane na filmiku Lesa Bursleya, znanego jako awesomepaintjob. Filmik jest dość długi, ale za to komentowany. Naprawdę warto podejrzeć. Polecam: http://www.youtube.com/watch?v=_PIFtCipLpA&list=UU0vYyCks8CDWZBHz-qtZhbA&feature=plcp

Ok, więc co poszło źle? Oprócz wspomnianej chropowatości powierzchni, która znacznie utrudnia stosowanie zarówno aerografu jak i pasteli, oraz standardowych dla failcasta ubytków, największym problemem był dla mnie brak odpowiednich chemikaliów, zwłaszcza matowego lakieru. Ten który zastosowałem - firmy Testors - stał u mnie jakieś 10 lat; nie wiem czy to ze starości, czy z mojej niewiedzy w obchodzeniu się z aerografem, jakkolwiek zamiast ładnej jednolicie matowej powierzchni na ludka naniosła się mleczna mgła, znacznie zmieniając kolory, a zwłaszcza fragmenty metaliczne. Na pewno muszę jeszcze nad tym popracować.
Oprócz tego spora mimo wszystko ilość detali dała o sobie znać pod koniec. Po prostu o niektórych... zapomniałem :( Dla przykłądu w trakcie obróbki zdjęć odkryłem że małe metalowe tarczki na skórzanej quasi-rękawicy na lewej łapie ogra jakoś mi... umknęły. Pomalowałem je na szybko już po zrobieniu zdjęć.Mam nadzieję że nic innego już mi nie umknęło, ale do kilku detali musiałem wracać w momencie kiedy już myślałem że mogę figurkę skleić i polakierować...
Ze względu na parę miejsc niedostępnych dla pędzla po sklejeniu, figurkę malowałem w trzech podzespołach: korpus z głową i uzbrojonymi rękami, płaszcz z masztem trofeów oraz blacha na brzuchu wraz z rogami i różnymi dyndającymi detalami.
Ilustracja na pudełku pokazuje dzielnego Golgfaga z jednokolorowym tatuażem w formie chińskiego... yyy... cathayskiego smoka. Postanowiłem pójść krok dalej w ramach ćwiczenia moich umiejętności freehandowych i zrobić smoka kolorowego, choć bez łap i skrzydeł i prostszego ze względu na brak owinięcia wokół ręki (jakoś ostatnio nie mam przekonania do malowania czegoś co nie będzie widoczne na skończonej figurce). Jak wyszedł - oceńcie sami:


Jak widać wciąż brakuje mi górnej lampy, stąd te paskudne cienie po bokach; równocześnie staram się dobrać najlepsze tło do prezentacji figurek, sam nie wiem czy ten szary jest lepszy od poprzedniego błękitu... a może lepiej jeszcze co innego? Gdybym robił fotki pod coolminiornot, najlepsze byłoby czarne tło z minimalnym oświetleniem... 8-ka gwarantowana! /sarcasm
Starałem się też zrobić zbliżenia cathayskiego tatuażu - niestety częściowo jest zasłonięty przez dyndające pierdółki.


Ogólnie próbowanie nowych technik dużo mi dało. Zarówno aerograf, jak i pigmenty na stałe zagoszczą w moim arsenale, choć oczywiście nie do wszystkiego się nadają. To jest jedna rzecz którą warto zapamiętać, a której nie nauczy się człowiek z żadnych jutubowych tutoriali: co czym i jak najlepiej malować.

Poza tym dziękować, wszyscy zdrowi. Na warsztat wjeżdżają trzy orkowe rydwany, mam nadzieję że czekający w kolejce Black Guards nie pobiją się z trzema warjackami Menothu (swoją drogą - ciekawe kto by wygrał? Gdybyśmy wszyscy - jako gracze - mieli nieco bardziej otwarte umysły na pojęcia "fantasy" czy "wargame", może i można by było sprawdzić... ale to już przemowa na inną okazję).

Na razie to tyle! W najbliższym czasie postaram się spełnić prośbę znajomego i ułożyć kompilację filmików i artykułów które mnie zaciekawiły/zainspirowały/nauczyły czegoś.

Aroha nui!

P.S. W niedługim czasie ma się ukazać księga armii Imperium do Warhammera, więc całkiem możliwe że następny wpis będzie przydługim narzekaniem na GW, graczy i moją własną naiwność :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz